Archiwum
Jak przyspieszone publikowanie prac o COVID-19 zakończyło się kraksą ►
Autor: Iwona Konarska
Data: 25.08.2021
Działy:
Aktualności w Koronawirus
Aktualności
Tagi: | Piotr Eder, koronawirus |
Prof. Piotr Eder w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” omawia kompulsywne przyjmowanie do druku wszystkiego, co w tytule ma COVID-19. Efekt takiego tempa? Współautorem jednej z prac był dr House, a afiliacja innego kierowała do Gotham City, siedziby Batmana.
Oczywiście w tym przypadku była to prowokacja, chęć obnażenia niedociągnięć w procesie publikowania prac naukowych (w tej sytuacji w czasopiśmie niezbyt wysoko punktowanym), autorstwa entomologa, prof. Matana Shelomiego.
– Pandemia COVID-19 jest okazją, aby pokazać, że proces weryfikacji prac naukowych przebiega w sposób daleki od ideału – mówi prof. Piotr Eder z Katedry i Kliniki Gastroenterologii, Dietetyki i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego w Poznaniu, i dodaje: – Dr Shelomi wymyślił historię, przedstawił nieistniejące dane naukowe. Zrobił to w sposób prowokacyjny i wystarczyła odrobina dobrej woli, żeby te wszystkie prowokacje odkryć. Tymczasem publikacja została bez problemu przyjęta do druku, ale najbardziej zdziwił prof. Shelomiego fakt, że już po tygodniu doczekała się pierwszego cytowania.
Tymczasem w pracy, poza Gotham City i dr. House’em, miejscem pojawienia się nowego wariantu koronawirusa było Cyllage City, a roznosicielem gatunek nietoperza zubat. Oba te tropy prowadzą do… pokemonów! Z kolei w piśmiennictwie odwoływano się do Harry’ego Pottera, znalazło się tam również niecenzuralne słowo.
Dr Eder omawia nie tylko ten skrajny przypadek, ale i ogólną sytuację. Jak mówi, pęd do tego, by publikować nowe informacje, jest niekiedy silniejszy od zasad. Szczególnie w czasach pandemii, gdy np. zdecydowano się przecież na strategię publikowania prac przed recenzjami. Przeważało przekonanie, że trzeba szybko publikować wszystko, co może pomóc w walce z koronawirusem.
Ile w tych publikacjach było szlachetnych przesłanek, a ile cynizmu?
Ile prac trzeba było wycofać i które z nich były najgłośniejsze?
Kim byli autorzy?
Czy dzisiaj weryfikacja wraca na bardziej rygorystyczne tory?
– Pandemia COVID-19 jest okazją, aby pokazać, że proces weryfikacji prac naukowych przebiega w sposób daleki od ideału – mówi prof. Piotr Eder z Katedry i Kliniki Gastroenterologii, Dietetyki i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego w Poznaniu, i dodaje: – Dr Shelomi wymyślił historię, przedstawił nieistniejące dane naukowe. Zrobił to w sposób prowokacyjny i wystarczyła odrobina dobrej woli, żeby te wszystkie prowokacje odkryć. Tymczasem publikacja została bez problemu przyjęta do druku, ale najbardziej zdziwił prof. Shelomiego fakt, że już po tygodniu doczekała się pierwszego cytowania.
Tymczasem w pracy, poza Gotham City i dr. House’em, miejscem pojawienia się nowego wariantu koronawirusa było Cyllage City, a roznosicielem gatunek nietoperza zubat. Oba te tropy prowadzą do… pokemonów! Z kolei w piśmiennictwie odwoływano się do Harry’ego Pottera, znalazło się tam również niecenzuralne słowo.
Dr Eder omawia nie tylko ten skrajny przypadek, ale i ogólną sytuację. Jak mówi, pęd do tego, by publikować nowe informacje, jest niekiedy silniejszy od zasad. Szczególnie w czasach pandemii, gdy np. zdecydowano się przecież na strategię publikowania prac przed recenzjami. Przeważało przekonanie, że trzeba szybko publikować wszystko, co może pomóc w walce z koronawirusem.
Ile w tych publikacjach było szlachetnych przesłanek, a ile cynizmu?
Ile prac trzeba było wycofać i które z nich były najgłośniejsze?
Kim byli autorzy?
Czy dzisiaj weryfikacja wraca na bardziej rygorystyczne tory?