Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Czy przedsiębiorcy uciekną w szarą strefę?
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 17.05.2021
Źródło: Krzysztof Bukiel
Tagi: | Krzysztof Bukiel, Polski Ład |
– Przedsiębiorca zarabiający 20 tys. zł miesięcznie, którego składka na ubezpieczenie zdrowotne wynosi 400 zł, zapłaci 1800 zł. To zwiększy dochody NFZ, ale czy o tyle, by nakłady na publiczne lecznictwo mogły wzrosnąć z 5 proc. do 7 proc. PKB? To zależy od tego, czy „bogaci” nie uciekną w szarą strefę – jeszcze bardziej i powszechniej niż obecnie – zastanawia się Krzysztof Bukiel, analizując zapowiedź zapisaną w Polskim Ładzie.
Komentarz Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
– W Polskim Ładzie podkreślono ważność ochrony zdrowia, podkreślając, że jest ona pierwszym filarem tego programu. Miało to dać do zrozumienia, że wszystko lub prawie wszystko, co się proponuje, w tym zwłaszcza dodatkowe ciężary fiskalne, podporządkowane są temu celowi – poprawie funkcjonowania publicznej ochrony zdrowia. Symbolem programu stało się hasło „7 proc. PKB na ochronę zdrowia w 2027 r. i 6 proc. w 2023”. Źródłem zwiększonych dochodów Narodowego Funduszu Zdrowia, a przez to i głównym sposobem osiągnięcia 7 proc. PKB na w 2027 r., ma być nowa liniowa składka zdrowotna w wysokości 9 proc. dochodów, nieodpisywana od podatku – dla wszystkich, w tym dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, które dotychczas płaciły składkę ryczałtową, obliczaną od 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Hasło „nowa” sprawia wrażenie jakoby do funduszu miały wpłynąć dodatkowe pieniądze.
A jak będzie w rzeczywistości?
Od pracujących na podstawie umowy o pracę składka na NFZ się nie zmieni – była 9 proc. i zostanie 9 proc. Różnica będzie taka, że dotychczas 7,75 proc. mogli oni odpisać ją od podatku, co powodowało, że całkowite i faktyczne obciążenie podatkowe wynosiło 18,25 proc. dochodu – 17 i 1,25, czyli część składki nie odpisywana od podatku. W Polski Ładzie zapisano, że będzie inaczej – ma wynosić 26 proc. dochodu – czyli 17 i 9. W przypadku drugiego progu podatkowego było 33,25 proc. dochodu – 32 i 1,25 – a będzie wynosić 41 proc. dochodu. Jednak wzrost podatku o 7,75 punktów procentowych nie przeznaczy się na ochronę zdrowia, ale na inne cele, głównie na pokrycie kosztów niezwykle szerokiego „rozdawnictwa”, z jakim mamy do czynienia od paru lat. Zatem od osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę dochody NFZ ze składki nie wzrosną – licząc od tych samych pensji. Mogą najwyżej zmniejszyć się, jeżeli „kwota wolna od podatku”, która wzrośnie z 8 tys. do 30 tys. zł będzie również „wolna od składki na NFZ”.
Inaczej jest w przypadku osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Dotychczas płacili oni składkę ryczałtową, odpisywaną od podatku w takiej samej części jak pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę. Jednak dla przedsiębiorców z wysokimi dochodami składka ta stanowiła dużo mniejszy odsetek dochodów niż dla pracowników. Jeżeli na przykład przedsiębiorca w roku 2020 miał dochód 10 tys. zł, a jego składka ryczałtowa wynosiła 362,34 zł, to stanowiła 3,6 proc. jego dochodu, z czego 3,1 proc. odpisywał od swojego – 19 proc. liniowego – podatku. Jego faktyczne obciążenie podatkowe wynosiło zatem 19,5 proc. Dla przedsiębiorców z wyższymi dochodami odsetek przeznaczony na składkę jeszcze bardziej malał – dla 20 tys. dochodu było to tylko 1,8 proc., z czego 0,25 proc. obciążało przedsiębiorcę. To powoduje, że wprowadzenie dla przedsiębiorców 9 proc. linijnej składki na NFZ nieodliczanej od podatku zwiększy – dla tych, którzy mieli dochód większy niż 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia, czyli nieco ponad 4 tys. zł – kwotę wpłacaną na NFZ. Dla przedsiębiorców, których dochód wynosi 10, 20, 30, 40 tys. zł miesięcznie i więcej, ten wzrost będzie duży lub bardzo duży. Przykład – przedsiębiorca zarabiający 20 tys. zł miesięcznie, którego składka na ubezpieczenie zdrowotne wynosi 400 zł, zapłaci 1800 zł. To spowoduje wzrost dochodów NFZ, ale czy będzie na tyle duży, że pozwoli zwiększyć nakłady na publiczne lecznictwo z 5 proc. PKB do 7 proc albo chociaż do 6?
To wszystko zależy od tego, jak wielu jest „bogatych” przedsiębiorców i czy nie uciekną oni w szarą strefę – jeszcze bardziej i powszechniej niż obecnie. Według Głównego Urzędu Statystycznego jest w Polsce ok. 2 mln osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Trzeba wiedzieć jednak, że znaczna część z nich to de facto pracownicy, nieraz mało zarabiający, zmuszeni do przyjęcia takiej formy zatrudnienia – niemała część to bardzo drobni przedsiębiorcy, których dochody mogą być zbliżone lub mniejsze niż „średnie wynagrodzenie w gospodarce”. Od nich wzrostu dochodów ze składki nie będzie.
Jak będzie naprawdę? Trudno dzisiaj przewidzieć.
Ministerstwo Finansów być może ma takie szacunki, ale raczej wątpię, aby je uczciwie przedstawiło. Zatem pytanie, czy przedsiębiorcy podwyższą finansowanie publicznej ochrony zdrowia, pozostaje jeszcze – moim zdaniem – bez odpowiedzi. Tym bardziej bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy uda się zwiększyć nakłady na publiczne lecznictwo do 6 proc. PKB w roku 2023 i do 7 proc. w roku 2027. W takiej sytuacji jeszcze większego znaczenia nabiera to, jak te skąpe środki będą wykorzystywane. A w tej sprawie – w mojej ocenie – nie ma podstaw do optymizmu. Rząd konsekwentnie prze w kierunku skrajnego etatyzmu i centralnego planowania – także wynagrodzenia w publicznej ochronie zdrowia, zwłaszcza specjalistów, mają pozostać na niskim poziomie – na przykład lekarz specjalista ma mieć pensję zasadniczą w wysokości 1,31 średniej krajowej. Ten etatyzm, centralizacja, ręczne sterowanie i niskie płace pracowników to niebezpieczna mieszanka, której efektem może być odpływ kadr, zmniejszenie efektywności systemu, obniżenie jakości publicznych świadczeń zdrowotnych i ograniczenie do nich dostępu.
Przeczytaj także: „Polski Ład – część zdrowotna” i „Jędrzejczyk o zdrowotnej części Polskiego Ładu”.
Jeśli chcesz ściągnąć dokument, kliknij w: Polski Ład.
– W Polskim Ładzie podkreślono ważność ochrony zdrowia, podkreślając, że jest ona pierwszym filarem tego programu. Miało to dać do zrozumienia, że wszystko lub prawie wszystko, co się proponuje, w tym zwłaszcza dodatkowe ciężary fiskalne, podporządkowane są temu celowi – poprawie funkcjonowania publicznej ochrony zdrowia. Symbolem programu stało się hasło „7 proc. PKB na ochronę zdrowia w 2027 r. i 6 proc. w 2023”. Źródłem zwiększonych dochodów Narodowego Funduszu Zdrowia, a przez to i głównym sposobem osiągnięcia 7 proc. PKB na w 2027 r., ma być nowa liniowa składka zdrowotna w wysokości 9 proc. dochodów, nieodpisywana od podatku – dla wszystkich, w tym dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, które dotychczas płaciły składkę ryczałtową, obliczaną od 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Hasło „nowa” sprawia wrażenie jakoby do funduszu miały wpłynąć dodatkowe pieniądze.
A jak będzie w rzeczywistości?
Od pracujących na podstawie umowy o pracę składka na NFZ się nie zmieni – była 9 proc. i zostanie 9 proc. Różnica będzie taka, że dotychczas 7,75 proc. mogli oni odpisać ją od podatku, co powodowało, że całkowite i faktyczne obciążenie podatkowe wynosiło 18,25 proc. dochodu – 17 i 1,25, czyli część składki nie odpisywana od podatku. W Polski Ładzie zapisano, że będzie inaczej – ma wynosić 26 proc. dochodu – czyli 17 i 9. W przypadku drugiego progu podatkowego było 33,25 proc. dochodu – 32 i 1,25 – a będzie wynosić 41 proc. dochodu. Jednak wzrost podatku o 7,75 punktów procentowych nie przeznaczy się na ochronę zdrowia, ale na inne cele, głównie na pokrycie kosztów niezwykle szerokiego „rozdawnictwa”, z jakim mamy do czynienia od paru lat. Zatem od osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę dochody NFZ ze składki nie wzrosną – licząc od tych samych pensji. Mogą najwyżej zmniejszyć się, jeżeli „kwota wolna od podatku”, która wzrośnie z 8 tys. do 30 tys. zł będzie również „wolna od składki na NFZ”.
Inaczej jest w przypadku osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Dotychczas płacili oni składkę ryczałtową, odpisywaną od podatku w takiej samej części jak pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę. Jednak dla przedsiębiorców z wysokimi dochodami składka ta stanowiła dużo mniejszy odsetek dochodów niż dla pracowników. Jeżeli na przykład przedsiębiorca w roku 2020 miał dochód 10 tys. zł, a jego składka ryczałtowa wynosiła 362,34 zł, to stanowiła 3,6 proc. jego dochodu, z czego 3,1 proc. odpisywał od swojego – 19 proc. liniowego – podatku. Jego faktyczne obciążenie podatkowe wynosiło zatem 19,5 proc. Dla przedsiębiorców z wyższymi dochodami odsetek przeznaczony na składkę jeszcze bardziej malał – dla 20 tys. dochodu było to tylko 1,8 proc., z czego 0,25 proc. obciążało przedsiębiorcę. To powoduje, że wprowadzenie dla przedsiębiorców 9 proc. linijnej składki na NFZ nieodliczanej od podatku zwiększy – dla tych, którzy mieli dochód większy niż 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia, czyli nieco ponad 4 tys. zł – kwotę wpłacaną na NFZ. Dla przedsiębiorców, których dochód wynosi 10, 20, 30, 40 tys. zł miesięcznie i więcej, ten wzrost będzie duży lub bardzo duży. Przykład – przedsiębiorca zarabiający 20 tys. zł miesięcznie, którego składka na ubezpieczenie zdrowotne wynosi 400 zł, zapłaci 1800 zł. To spowoduje wzrost dochodów NFZ, ale czy będzie na tyle duży, że pozwoli zwiększyć nakłady na publiczne lecznictwo z 5 proc. PKB do 7 proc albo chociaż do 6?
To wszystko zależy od tego, jak wielu jest „bogatych” przedsiębiorców i czy nie uciekną oni w szarą strefę – jeszcze bardziej i powszechniej niż obecnie. Według Głównego Urzędu Statystycznego jest w Polsce ok. 2 mln osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Trzeba wiedzieć jednak, że znaczna część z nich to de facto pracownicy, nieraz mało zarabiający, zmuszeni do przyjęcia takiej formy zatrudnienia – niemała część to bardzo drobni przedsiębiorcy, których dochody mogą być zbliżone lub mniejsze niż „średnie wynagrodzenie w gospodarce”. Od nich wzrostu dochodów ze składki nie będzie.
Jak będzie naprawdę? Trudno dzisiaj przewidzieć.
Ministerstwo Finansów być może ma takie szacunki, ale raczej wątpię, aby je uczciwie przedstawiło. Zatem pytanie, czy przedsiębiorcy podwyższą finansowanie publicznej ochrony zdrowia, pozostaje jeszcze – moim zdaniem – bez odpowiedzi. Tym bardziej bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy uda się zwiększyć nakłady na publiczne lecznictwo do 6 proc. PKB w roku 2023 i do 7 proc. w roku 2027. W takiej sytuacji jeszcze większego znaczenia nabiera to, jak te skąpe środki będą wykorzystywane. A w tej sprawie – w mojej ocenie – nie ma podstaw do optymizmu. Rząd konsekwentnie prze w kierunku skrajnego etatyzmu i centralnego planowania – także wynagrodzenia w publicznej ochronie zdrowia, zwłaszcza specjalistów, mają pozostać na niskim poziomie – na przykład lekarz specjalista ma mieć pensję zasadniczą w wysokości 1,31 średniej krajowej. Ten etatyzm, centralizacja, ręczne sterowanie i niskie płace pracowników to niebezpieczna mieszanka, której efektem może być odpływ kadr, zmniejszenie efektywności systemu, obniżenie jakości publicznych świadczeń zdrowotnych i ograniczenie do nich dostępu.
Przeczytaj także: „Polski Ład – część zdrowotna” i „Jędrzejczyk o zdrowotnej części Polskiego Ładu”.
Jeśli chcesz ściągnąć dokument, kliknij w: Polski Ład.