Piotr Skórnicki/Agencja Gazeta
Jak radzimy sobie z COVID-19 u dzieci, tak radzimy sobie z pandemią ►
Autor: Iwona Konarska
Data: 03.08.2021
Tagi: | Ewelina Gowin |
O tym, czy jesienią czwartą falę przyniosą uczniowie i że nie warto się odwoływać do empatii rodziców, „Menedżer Zdrowia” rozmawia z dr hab. med. Eweliną Gowin z Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego Szpitala św. Józefa w Poznaniu.
Dr hab. Ewelina Gowin, zastanawiając się, czy czwarta fala pojawi się wraz z początkiem roku szkolnego, ocenia nauczanie hybrydowe. Podkreśla, że w pobycie naprzemiennym w szkołach – przez tydzień jedna klasa, potem druga, a pierwsza w domu – trudno się doszukać zysku epidemiologicznego. – Z perspektywy medycznej zasadne jest zmniejszenie liczebności grup, a nie zmniejszenie częstości uczęszczania do szkoły – zauważa.
Na pytanie o PIMS odpowiada, podkreślając problemy organizacyjne, jakie pojawiły się przy diagnozowaniu tego zespołu. Otóż podstawowym badaniem jest echo serca. – To właśnie zaburzenia serca w ramach PIMS są najbardziej niebezpieczne – tłumaczy Gowin i dodaje: – Dużym problemem w prowadzeniu dzieci z PIMS w małych ośrodkach jest brak kardiologów dziecięcych. Brak dostępu do echa serca czy do konsultacji specjalistycznej po tym badaniu jest poważną przeszkodą.
W sytuacji, gdy terminy do poradni specjalistycznych są bardzo długie, dzieci muszą przyjeżdżać, często z odległych miejscowości, do ośrodków, w których były hospitalizowane. To jedyna możliwość szybkiego wykonania np. USG serca.
Kolejny wątek rozmowy to argumenty, których należy użyć w stosunku do nieufnych rodziców powtarzających w kontekście szczepień dzieci tezę o eksperymentach medycznych. Odwoływać się do empatii? Raczej nie. – Ludzi najbardziej przekonuje fakt, że szczepionka ułatwi im życie – mów dr Gowin i dodaje, że młodzi ludzie dają się przekonać do szczepienia, jeśli za tą decyzją stoją np. podróże zagraniczne.
Dla dorosłych argumentem będzie zwolnienie dziecka z kwarantanny. Dr Gowin przytacza sytuację, gdy okazuje się, że koleżanka córki jest zakażona koronawirusem. Jeśli córka nie jest zaszczepiona, trafi na kwarantannę i cała rodzina nie pojedzie na wakacje. Jeśli i dorośli, i dziecko będą zaszczepieni, ten administracyjny problem ich nie dotknie. Takie przedstawienie sytuacji odnosi skutek.
Pamiętać należy, że szczepienie znajduje się na pograniczu medycyny i administracji. – Są konkretne szczepienia wymagane w ruchu międzynarodowym i nikt się nie zastanawia czy powinien się szczepić, czy nie, bo wie, że bez danego szczepienia nie wjedzie do kraju. W przypadku szczepień nie ma indywidualnego pacjenta. Zastanawiamy się nad zyskiem dla ogółu, dla całej populacji, a jak to każdy będzie sobie indywidualizował, to już jego sprawa.
Na pytanie o PIMS odpowiada, podkreślając problemy organizacyjne, jakie pojawiły się przy diagnozowaniu tego zespołu. Otóż podstawowym badaniem jest echo serca. – To właśnie zaburzenia serca w ramach PIMS są najbardziej niebezpieczne – tłumaczy Gowin i dodaje: – Dużym problemem w prowadzeniu dzieci z PIMS w małych ośrodkach jest brak kardiologów dziecięcych. Brak dostępu do echa serca czy do konsultacji specjalistycznej po tym badaniu jest poważną przeszkodą.
W sytuacji, gdy terminy do poradni specjalistycznych są bardzo długie, dzieci muszą przyjeżdżać, często z odległych miejscowości, do ośrodków, w których były hospitalizowane. To jedyna możliwość szybkiego wykonania np. USG serca.
Kolejny wątek rozmowy to argumenty, których należy użyć w stosunku do nieufnych rodziców powtarzających w kontekście szczepień dzieci tezę o eksperymentach medycznych. Odwoływać się do empatii? Raczej nie. – Ludzi najbardziej przekonuje fakt, że szczepionka ułatwi im życie – mów dr Gowin i dodaje, że młodzi ludzie dają się przekonać do szczepienia, jeśli za tą decyzją stoją np. podróże zagraniczne.
Dla dorosłych argumentem będzie zwolnienie dziecka z kwarantanny. Dr Gowin przytacza sytuację, gdy okazuje się, że koleżanka córki jest zakażona koronawirusem. Jeśli córka nie jest zaszczepiona, trafi na kwarantannę i cała rodzina nie pojedzie na wakacje. Jeśli i dorośli, i dziecko będą zaszczepieni, ten administracyjny problem ich nie dotknie. Takie przedstawienie sytuacji odnosi skutek.
Pamiętać należy, że szczepienie znajduje się na pograniczu medycyny i administracji. – Są konkretne szczepienia wymagane w ruchu międzynarodowym i nikt się nie zastanawia czy powinien się szczepić, czy nie, bo wie, że bez danego szczepienia nie wjedzie do kraju. W przypadku szczepień nie ma indywidualnego pacjenta. Zastanawiamy się nad zyskiem dla ogółu, dla całej populacji, a jak to każdy będzie sobie indywidualizował, to już jego sprawa.