123RF
Nie można mówić, ile teleporad jest do zaakceptowania
Autor: Iwona Konarska
Data: 26.06.2021
Tagi: | Artur Żerkowski |
O limitach teleporad, których nie było, wątpliwej statystyce i wywieraniu presji, żeby poradnie podpisały aneksy do umów w takiej formie jak chce fundusz, w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”, mówi wiceprezes Związku Pracodawców Opieki Medycznej Opolszczyzny Artur Żerkowski.
Narodowy Fundusz Zdrowia nie przedłużył współpracy z przychodniami, w których ponad 90 proc. przyjęć pacjentów to były teleporady. Na Opolszczyźnie jest aż 9 takich placówek. Chodzi o przychodnie działające w Kolonowskiem, Otmuchowie, Ozimku, Ujeździe i w gminie Strzelce Opolskie (w tej ostatniej gminie to pięć placówek). Od lipca poradnie nie będą mogły przyjmować pacjentów w ramach kontraktu z NFZ.
„Menedżer Zdrowia” spytał o sprawę wiceprezesa Związku Pracodawców Opieki Medycznej Opolszczyzny, z „PRO HOMINE”, Artura Żerkowskiego.
Porozumienie Zielonogórskie, które pan reprezentuje, uważa statystyki mówiące o 90 proc. teleporad są zawyżone. Skąd, w takim razie, wzięły się te dane?
– To wynika z wielu błędów statystycznych dotyczących tego, co kwalifikujemy jako teleporadę, a zaliczamy do nich też często poradę recepturową. Oczywiście, możemy statystyki tak „naginać”, że teleporad w poszczególnych placówkach będzie dużo, np. jeżeli w mojej poradni – a mam 5,5 tys. pacjentów – pielęgniarka wypisuje ok. 100 recept, jest to zaliczane jako teleporada, a przecież jest to tylko wypisywanie recept.
Jednak coś jest na rzeczy, bo teleporad udziela się zbyt wiele.
– Nie chcemy bronić świadczeniodawców, którzy udzielają teleporad zbyt dużo i niewłaściwie. Tak, na pewno są poradnie, które nadużywały teleporady jako formy wizyty, tylko z drugiej strony w warunkach podpisania kontraktu z NFZ nie powiedziano, ile mamy udzielać teleporad. Nie było ich limitu, a w sytuacji pandemicznej teleporady uratowały system. Naprawdę, NFZ ma narzędzia, żeby sprawdzać naszą pracę. Jeżeli jakaś poradnia ma ponad 90 proc. teleporad – można to skontrolować.
Jeśli w ogólnych warunkach umów z NFZ nie ma, ile tych teleporad ma być, to skąd poradnie mają wiedzieć, ile powinno być ich udzielanych w danej populacji. Dlaczego 90 proc., a nie 80 proc. czy 85 proc.? Dyrektor funduszu mówi – nie podpiszę umów z tymi, którzy mają ponad 90 proc. teleporad. Ale jak na razie nikt nie wysłał do szefów tych placówek pisma, że jest ich zbyt dużo, nie było postępowania kontrolnego. Nie sprawdzono czy tak naprawdę jest. Nie było zaleceń pokontrolnych. A teraz minister Niedzielski mówi – nie podpiszę z wami kontraktu. Na podstawie czego nie podpisze?
Jest jeszcze coś, czego nie rozumiem. NFZ przygotował ogólnopolską platformę do udzielania porad od godz. 18 do 8 rano w sobotę i w niedzielę – fundusz stworzył platformę, w której zatrudnia lekarzy do udzielania teleporad, popiera tę formę, a nas chce karać za to, że je stosujemy.
NFZ ogłosił, ile teleporad można udzielać, by nie stracić finansowo.
– Nie można generalizować jak chce centrala funduszu i mówić nam, ile teleporad jest do zaakceptowania a ile nie. Zapis ogólnopolski jest niedopuszczalny, przecież każdy lekarz ma inną populację, np. osoby w średnim wieku chcą mieć teleporadę. Jeżeli daję im skierowanie na badania, nie chcą do mnie przyjeżdżać tylko proszą, żebym zadzwonił i wyniki z nimi omówił. W tej sytuacji nie można narzucać lekarzom, żeby mieli 30 czy 40 proc. teleporad. Co dalej? Żeby się dostosować poradnie będą udzielały coraz mniej teleporad. Zawsze będzie tak, że część poradni będzie pod kreską. Czemu to ma służyć? Żeby ukarać lekarzy za teleporady? W pandemii były one konieczne. Ludzie się przyzwyczaili do tej formy i powinna ona pozostać. Oto przykład – jeżeli szwedzki lekarz udziela 12 porad „zwykłych” i 4 teleporady, jest to 30 proc. Zostało to usankcjonowane na całym świecie.
Na ogólnopolskiej liście są tylko poradnie z Porozumienia Zielonogórskiego.
– Jest to element gry negocjacyjnej, żeby zmusić poradnie do podpisania umów na warunkach funduszu. Koło mnie jest poradnia, która niby udzielała zbyt dużo teleporad. Fundusz poinformował tamtejszych lekarzy, żeby pacjentów odsyłali do innego miasta, oddalonego o 40 km. Nie zaproponował mnie, mojej praktyki, choć jestem obok. Dlaczego? Bo też należę do Porozumienia Zielonogórskiego. Oczywiście, ja bym ich nie przyjął. Jak można powiedzieć pacjentowi, który wybrał Kowalskiego, żeby teraz się leczył u kogoś innego? Czemu fundusz nakazuje, u kogo się leczyć? To ma służyć zastraszaniu poradni zrzeszonych w Porozumieniu Zielonogórskim i wywieraniu presji, żeby podpisały aneksy w takiej formie jak chce fundusz.
Przeczytaj także: Ministerstwo Zdrowia karze lekarzy.
„Menedżer Zdrowia” spytał o sprawę wiceprezesa Związku Pracodawców Opieki Medycznej Opolszczyzny, z „PRO HOMINE”, Artura Żerkowskiego.
Porozumienie Zielonogórskie, które pan reprezentuje, uważa statystyki mówiące o 90 proc. teleporad są zawyżone. Skąd, w takim razie, wzięły się te dane?
– To wynika z wielu błędów statystycznych dotyczących tego, co kwalifikujemy jako teleporadę, a zaliczamy do nich też często poradę recepturową. Oczywiście, możemy statystyki tak „naginać”, że teleporad w poszczególnych placówkach będzie dużo, np. jeżeli w mojej poradni – a mam 5,5 tys. pacjentów – pielęgniarka wypisuje ok. 100 recept, jest to zaliczane jako teleporada, a przecież jest to tylko wypisywanie recept.
Jednak coś jest na rzeczy, bo teleporad udziela się zbyt wiele.
– Nie chcemy bronić świadczeniodawców, którzy udzielają teleporad zbyt dużo i niewłaściwie. Tak, na pewno są poradnie, które nadużywały teleporady jako formy wizyty, tylko z drugiej strony w warunkach podpisania kontraktu z NFZ nie powiedziano, ile mamy udzielać teleporad. Nie było ich limitu, a w sytuacji pandemicznej teleporady uratowały system. Naprawdę, NFZ ma narzędzia, żeby sprawdzać naszą pracę. Jeżeli jakaś poradnia ma ponad 90 proc. teleporad – można to skontrolować.
Jeśli w ogólnych warunkach umów z NFZ nie ma, ile tych teleporad ma być, to skąd poradnie mają wiedzieć, ile powinno być ich udzielanych w danej populacji. Dlaczego 90 proc., a nie 80 proc. czy 85 proc.? Dyrektor funduszu mówi – nie podpiszę umów z tymi, którzy mają ponad 90 proc. teleporad. Ale jak na razie nikt nie wysłał do szefów tych placówek pisma, że jest ich zbyt dużo, nie było postępowania kontrolnego. Nie sprawdzono czy tak naprawdę jest. Nie było zaleceń pokontrolnych. A teraz minister Niedzielski mówi – nie podpiszę z wami kontraktu. Na podstawie czego nie podpisze?
Jest jeszcze coś, czego nie rozumiem. NFZ przygotował ogólnopolską platformę do udzielania porad od godz. 18 do 8 rano w sobotę i w niedzielę – fundusz stworzył platformę, w której zatrudnia lekarzy do udzielania teleporad, popiera tę formę, a nas chce karać za to, że je stosujemy.
NFZ ogłosił, ile teleporad można udzielać, by nie stracić finansowo.
– Nie można generalizować jak chce centrala funduszu i mówić nam, ile teleporad jest do zaakceptowania a ile nie. Zapis ogólnopolski jest niedopuszczalny, przecież każdy lekarz ma inną populację, np. osoby w średnim wieku chcą mieć teleporadę. Jeżeli daję im skierowanie na badania, nie chcą do mnie przyjeżdżać tylko proszą, żebym zadzwonił i wyniki z nimi omówił. W tej sytuacji nie można narzucać lekarzom, żeby mieli 30 czy 40 proc. teleporad. Co dalej? Żeby się dostosować poradnie będą udzielały coraz mniej teleporad. Zawsze będzie tak, że część poradni będzie pod kreską. Czemu to ma służyć? Żeby ukarać lekarzy za teleporady? W pandemii były one konieczne. Ludzie się przyzwyczaili do tej formy i powinna ona pozostać. Oto przykład – jeżeli szwedzki lekarz udziela 12 porad „zwykłych” i 4 teleporady, jest to 30 proc. Zostało to usankcjonowane na całym świecie.
Na ogólnopolskiej liście są tylko poradnie z Porozumienia Zielonogórskiego.
– Jest to element gry negocjacyjnej, żeby zmusić poradnie do podpisania umów na warunkach funduszu. Koło mnie jest poradnia, która niby udzielała zbyt dużo teleporad. Fundusz poinformował tamtejszych lekarzy, żeby pacjentów odsyłali do innego miasta, oddalonego o 40 km. Nie zaproponował mnie, mojej praktyki, choć jestem obok. Dlaczego? Bo też należę do Porozumienia Zielonogórskiego. Oczywiście, ja bym ich nie przyjął. Jak można powiedzieć pacjentowi, który wybrał Kowalskiego, żeby teraz się leczył u kogoś innego? Czemu fundusz nakazuje, u kogo się leczyć? To ma służyć zastraszaniu poradni zrzeszonych w Porozumieniu Zielonogórskim i wywieraniu presji, żeby podpisały aneksy w takiej formie jak chce fundusz.
Przeczytaj także: Ministerstwo Zdrowia karze lekarzy.