Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
O tym, że szpitali jest za dużo, wie każdy „systemowiec”, ale wydaje się nie wiedzieć żaden polityk ►
Autor: Krystian Lurka
Data: 23.09.2021
Tagi: | Jakub Szulc, Jarosław Kozera |
– Wśród ekspertów zajmujących się systemem ochrony zdrowia trudno znaleźć takiego, który nie będzie mówić, że za dużo leczymy w szpitalach. Problemem nie jest dostrzeżenie zjawiska, ale to, że nic z tym nie robimy – mówi były wiceminister zdrowia Jakub Szulc w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
– Archaiczna struktura udzielania świadczeń w szpitalach zwiększa koszty i zmniejsza dostępność do leczenia. Zasoby tych podmiotów są nieadekwatne do rozwiązywanych problemów zdrowotnych – stwierdził właściciel firmy JS Konsulting Jarosław Kozera w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” w lipcu 2021 r., prezentując dane. – 70 proc. usług można by realizować gdzie indziej – wyliczył.
Jak komentuje to były wiceminister zdrowia Jakub Szulc?
– Moglibyśmy wielu hospitalizacji uniknąć – są niepotrzebne lub jest możliwość, aby je zrealizować gdzie indziej niż w lecznictwie zamkniętym. Przykład – jeśli na oddziale szpitalnym odnotowuje się istotny odsetek hospitalizacji diagnostycznych albo zabiegowych, w których przeprowadzono procedury scharakteryzowane jako zabiegi małe lub średnie, to w rzeczywistości wszystkie one są możliwe do wykonania w warunkach ambulatoryjnych – wyjaśnia.
Dlaczego nie są?
– Po pierwsze, w Polsce nowe placówki mają bardzo ograniczony dostęp do finansowania publicznego. Nawet gdyby ktoś chciał, to nie otworzy kliniki jednego dnia, nie dostanie kontraktu – może liczyć tylko na finansowanie prywatne. Po drugie, system „nakierowuje” na zbyt wiele hospitalizacji – jeśli za hospitalizację dostaje się istotnie więcej pieniędzy niż za leczenie tego samego przypadku w warunkach ambulatoryjnych, to oznacza, że zawsze będzie wybierać się hospitalizację. To bardziej się opłaca – komentuje Szulc.
Ekspert podkreśla, że „to nie jest ani problem nowy, ani taki, o którym się wcześniej nie dyskutowało, ale kłopot staje się coraz poważniejszy”.
– Wśród „systemowców” trudno znaleźć kogoś, kto będzie mówić coś innego. Problemem nie jest dostrzeżenie zjawiska – o tym mówiło się i pięć, i dziesięć lat temu – ale to, że nic z tym nie robimy – mówi Szulc w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”, odwołując się do wypowiedzi marszałka Senatu prof. Tomasza Grodzkiego.
– Głosy sugerujące, że powinniśmy zweryfikować liczbę szpitali w Polsce, są torpedowane przez przeciwników politycznych. Przykład – słowa prof. Grodzkiego o tym, aby zlikwidować część placówek, wypowiedziane podczas Campusu Polska. Krytykowała je na Twitterze była wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko, która… nie tak dawno mówiła, że więcej niż 180 szpitali w Polsce nie jest potrzebne – zwraca uwagę Szulc.
– O tym, że szpitali jest za dużo, wie każdy „systemowiec”, ale wydaje się nie wiedzieć żaden polityk – ocenia Szulc, podkreślając, że „ten sam grzech popełniała Platforma Obywatelska”.
Ile łóżek szpitalnych można by zlikwidować?
– 25–30 proc. łóżek szpitalnych – i to z dużą poprawą bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków – twierdzi Szulc.
Co ma na myśli?
– Likwidujemy jedną trzecią łóżek i natychmiast przestajemy mieć tak dramatyczną sytuację z brakiem lekarzy i pielęgniarek. Jedna czwarta lub jedna piąta kadry medycznej, która w ten sposób „byłaby wolna” i mogłaby się zatrudnić w innych placówkach – mielibyśmy dzięki temu potencjał do zorganizowania opieki ambulatoryjnej na odpowiednim poziomie – wyjaśnia Szulc, przytaczając dane.
– Niedawno analizowałem hospitalizacje na terenie jednego z województw. Wnioski? Włos się jeży na głowie. Można z dnia na dzień „wyciąć” 30 proc. świadczeń szpitalnych i realizować je w warunkach ambulatoryjnych lub w trybie hospitalizacji planowych – podsumowuje ekspert.
Przeczytaj także: „Za dużo leczymy w szpitalach” i „Trzeba się zastanowić, które oddziały są potrzebne mieszkańcom”.
Jak komentuje to były wiceminister zdrowia Jakub Szulc?
– Moglibyśmy wielu hospitalizacji uniknąć – są niepotrzebne lub jest możliwość, aby je zrealizować gdzie indziej niż w lecznictwie zamkniętym. Przykład – jeśli na oddziale szpitalnym odnotowuje się istotny odsetek hospitalizacji diagnostycznych albo zabiegowych, w których przeprowadzono procedury scharakteryzowane jako zabiegi małe lub średnie, to w rzeczywistości wszystkie one są możliwe do wykonania w warunkach ambulatoryjnych – wyjaśnia.
Dlaczego nie są?
– Po pierwsze, w Polsce nowe placówki mają bardzo ograniczony dostęp do finansowania publicznego. Nawet gdyby ktoś chciał, to nie otworzy kliniki jednego dnia, nie dostanie kontraktu – może liczyć tylko na finansowanie prywatne. Po drugie, system „nakierowuje” na zbyt wiele hospitalizacji – jeśli za hospitalizację dostaje się istotnie więcej pieniędzy niż za leczenie tego samego przypadku w warunkach ambulatoryjnych, to oznacza, że zawsze będzie wybierać się hospitalizację. To bardziej się opłaca – komentuje Szulc.
Ekspert podkreśla, że „to nie jest ani problem nowy, ani taki, o którym się wcześniej nie dyskutowało, ale kłopot staje się coraz poważniejszy”.
– Wśród „systemowców” trudno znaleźć kogoś, kto będzie mówić coś innego. Problemem nie jest dostrzeżenie zjawiska – o tym mówiło się i pięć, i dziesięć lat temu – ale to, że nic z tym nie robimy – mówi Szulc w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”, odwołując się do wypowiedzi marszałka Senatu prof. Tomasza Grodzkiego.
– Głosy sugerujące, że powinniśmy zweryfikować liczbę szpitali w Polsce, są torpedowane przez przeciwników politycznych. Przykład – słowa prof. Grodzkiego o tym, aby zlikwidować część placówek, wypowiedziane podczas Campusu Polska. Krytykowała je na Twitterze była wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko, która… nie tak dawno mówiła, że więcej niż 180 szpitali w Polsce nie jest potrzebne – zwraca uwagę Szulc.
– O tym, że szpitali jest za dużo, wie każdy „systemowiec”, ale wydaje się nie wiedzieć żaden polityk – ocenia Szulc, podkreślając, że „ten sam grzech popełniała Platforma Obywatelska”.
Ile łóżek szpitalnych można by zlikwidować?
– 25–30 proc. łóżek szpitalnych – i to z dużą poprawą bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków – twierdzi Szulc.
Co ma na myśli?
– Likwidujemy jedną trzecią łóżek i natychmiast przestajemy mieć tak dramatyczną sytuację z brakiem lekarzy i pielęgniarek. Jedna czwarta lub jedna piąta kadry medycznej, która w ten sposób „byłaby wolna” i mogłaby się zatrudnić w innych placówkach – mielibyśmy dzięki temu potencjał do zorganizowania opieki ambulatoryjnej na odpowiednim poziomie – wyjaśnia Szulc, przytaczając dane.
– Niedawno analizowałem hospitalizacje na terenie jednego z województw. Wnioski? Włos się jeży na głowie. Można z dnia na dzień „wyciąć” 30 proc. świadczeń szpitalnych i realizować je w warunkach ambulatoryjnych lub w trybie hospitalizacji planowych – podsumowuje ekspert.
Przeczytaj także: „Za dużo leczymy w szpitalach” i „Trzeba się zastanowić, które oddziały są potrzebne mieszkańcom”.