Archiwum
Prof. Ciałkowska-Rysz: Tak trudnej sytuacji w hospicjach jeszcze nie było
Redaktor: Monika Stelmach
Data: 18.11.2021
Źródło: PAP/Zbigniew Wojtasiński
– Niektóre hospicja mogą zostać zamknięte. Tak trudnej sytuacji w opiece paliatywnej jeszcze nie było, szczególnie dramatycznie jest w opiece stacjonarnej – mówi prof. Aleksandra Ciałkowska-Rysz, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Paliatywnej, kierownik Zakładu Medycyny Paliatywnej UM w Łodzi.
W opiece medycznej najważniejsza jest obecnie walka z pandemią, tymczasem niektóre hospicja walczą przede wszystkim o przetrwanie.
– Jest nam bardzo ciężko finansowo, większość jednostek udzielających świadczeń w zakresie opieki paliatywnej i hospicyjnej twierdzi, że jest na pograniczu przepaści finansowej i może zostać wkrótce zamknięta. Borykaliśmy się z różnymi trudnościami, ale tak trudnej sytuacji w opiece paliatywnej jeszcze nie było.
Jak do tego doszło, powodem jest pandemia?
– Wzrosły przede wszystkim koszty funkcjonowania hospicjów związane z płacami personelu medycznego, a w opiece paliatywnej to bardzo istotny koszt. W czasie pandemii doszło również do wzrostu kosztów materiałowych, szczególnie tych związanych ze środkami ochrony, takimi jak jednorazowe ubrania ochronne, rękawiczki, maseczki i substancje odkażające. W przypadku hospicjów domowych dochodzą jeszcze koszty paliwa, które także wzrosły. Dodatkowe obciążenia są też generowane zmieniającymi się przepisami – np. obowiązek zatrudnienia na cały etat farmaceuty w opiece stacjonarnej, nawet jeśli hospicjum liczy kilka łóżek.
Kilka lat temu zwiększyły się wyceny procedur w opiece paliatywnej.
– To już przeszłość. Opieramy się na budżecie, który w opiece paliatywnej i hospicyjnej wprowadzono w 2017 r., ale został określony na poziomie cen z 2014 i 2015 r., czyli na wiele lat przed pandemią. Od tego czasu wszystko się zmieniło, mamy inflację i wzrost wszystkich kosztów, w tym również zwiększenie wynagrodzeń lekarzy i pielęgniarek.
Co doskwiera w hospicjach najbardziej?
– Znacznie rosnące stawki wynagrodzeń personelu medycznego w finansowaniu hospicjów odczuwamy najbardziej. Nie jesteśmy w stanie temu podołać, mamy znaczny odpływ personelu do innych, lepiej płatnych dziedzin opieki medycznej. Poza tym część lekarzy i pielęgniarek niezależnie od tego jest bardziej zaangażowana w walkę z COVID-19. Ogólnie w hospicjach i opiece paliatywnej sytuacja jest bardzo ciężka.
Nie ma personelu ani pieniędzy?
– Tak, na dodatek od 2020 r. bardzo ograniczona jest pomoc, jaką wiele hospicjów uzyskiwało dzięki zbiórkom pieniędzy i różnego typu akcjom wspomagającym prowadzonym przez wolontariuszy. W zasadzie ich nie ma. A dotyczy to szczególnie hospicjów należących do organizacji pozarządowych. W efekcie część z nich traci płynność finansową i jeśli nie będą miały wsparcia, mogą przestać istnieć. Łatwiej jest hospicjom działającym w ramach szpitali, bo tam można na jakiś czas przesunąć środki z innych dziedzin. Jednak te, które są samodzielne, bez wsparcia dodatkowego, są na skraju utraty płynności finansowej.
Co jak najszybciej można byłoby zrobić?
– Proponujemy, żeby opierając się na tej samej metodologii co poprzednio – w 2015 r. – podnieść cenę punktu w opiece paliatywnej, w ramach dotychczasowej, przeprowadzonej przed kilku laty taryfikacji. Dzięki temu w 2022 r. wzrosłyby kwoty przeznaczone na świadczenia w opiece paliatywnej. To najprostsze, co można zrobić, to też najszybciej mogłoby poprawić naszą sytuację finansową. Nie mamy czasu, żeby czekać na nową taryfikację, bo tego już nie przetrwamy.
Na skutek pandemii do hospicjów zgłasza się więcej pacjentów?
– Na początku pandemii pacjentów było trochę mniej, bo wielu chorych, obawiając się zakażenia COVID-19, nie chciało korzystać z hospicjów stacjonarnych. Woleli zostać w domu, jeśli oczywiście było to możliwe. Znacznie wzrosło wtedy zapotrzebowanie na hospicjum domowe, tym bardziej że często chorzy ci nie mieli wsparcia ze strony lekarzy rodzinnych. W tym czasie byliśmy jedynymi, którzy do takich pacjentów docierali z pomocą. Bo opieka zdalna, poza na przykład wypisaniem recepty, na ogół nie była możliwa, nie miała sensu.
A potem?
– Wraz z rozwojem pandemii pojawiła się grupa pacjentów, u których zbyt późno zdiagnozowano chorobę onkologiczną. Nie kwalifikowali się oni do leczenia zasadniczego i nierzadko od razu byli kierowani do opieki paliatywnej. Wcześniej też zdarzały się takie sytuacje, ale rzadziej.
Są też pacjenci z powikłaniami po COVID-19?
– Nie, nie mamy naporu pacjentów po COVID-19, jedynie tych, którzy zawsze do opieki paliatywnej trafiali. Pacjenci covidowi są zwykle poddawani na przykład rehabilitacji pulmonologicznej, do nas trafiają jedynie pojedyncze przypadki. Najczęściej tak jak dawniej są to pacjenci z późno rozpoznanymi nowotworami, których jest więcej niż przed pandemią.
Na co jest obecnie większe zapotrzebowanie – na hospicjum domowe czy stacjonarne?
– Na jedno i drugie, zależy to bardziej od rejonu kraju. Wynika to z tego, jak bardzo rodzina może się zaangażować w opiekę nad chorym. W dużych miastach większe jest zapotrzebowanie na hospicjum stacjonarne, w mniejszych miejscowościach przeważa opieka domowa.
Z czego to wynika?
– W mniejszych miejscowościach oraz na wsiach wciąż częściej funkcjonują rodziny wielopokoleniowe. W miastach ciężko chorym pacjentem na ogół zajmuje się towarzysząca mu osoba, która nierzadko sama wymaga opieki. To zresztą zdarza się coraz częściej, że opiekunowie pacjenta z powodu wieku i ogólnego stanu zdrowia nie są w pełni wydolni.
Hospicjum domowe jednak przeważa?
– W naszym kraju zawsze tak było, że większość pacjentów poddawana jest opiece domowej, którą mamy zresztą najlepiej rozwiniętą na świecie. W rankingu Europejskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej w 2019 r. Polska znalazła się pod tym względem na pierwszym miejscu. Hospicjum domowe mamy w każdym powiecie. Hospicjów stacjonarnych jest dość dużo, ale w niektórych regionach wciąż ich brakuje.
Jakie są statystyki?
– W całym kraju w hospicjach stacjonarnych mamy ponad 4 tys. łóżek i w 2019 r. pod opieką było w nich 36 tys. pacjentów. W tym samym roku opieką domową było objętych ponad 62 tys. chorych. Poza tym na oddziale medycyny paliatywnej pacjent zwykle przebywa około jednego miesiąca. W ramach hospicjum domowego czas opieki średnio trwa około stu dni.
Czy do hospicjum stacjonarnego częściej trafiają pacjenci w cięższym stanie?
– To pacjenci w różnym stanie, trafiają tu również ci, którzy są objęci opieką domową, lecz stan się pogorszył lub pojawiły się objawy trudne do opanowania w warunkach domowych. Opieka w hospicjum stacjonarnym może być tylko na pewien czas – żeby poprawić stan chorego i na nowo ustawić mu sposób leczenia. Tak jest w przypadku bólu trudnego do opanowania w warunkach domowych, gdy chorego na kilkanaście dni trzeba skierować do hospicjum stacjonarnego. Podobnie postępuje się w przypadku konieczności wykonania zabiegów odbarczenia wodobrzusza lub płynu zbierającego w jamie opłucnej. Po wykonaniu nakłucia pacjent wraca do domu. Zdarza się też, że rodzina nie jest już w stanie opiekować się chorym w domu lub pacjent nie ma osób bliskich, które mogłyby sprawować opiekę, lub pacjent jest osobą bezdomną.
W jakich hospicjach są największe braki kadrowe? Podobno coraz trudniej jest o lekarzy dojeżdżających do pacjenta.
– Najbardziej brakuje personelu właśnie w hospicjach domowych. Zatrudniamy lekarzy różnych specjalności, samych specjalistów medycyny paliatywnej jest około 500, ale w hospicjach pracują też lekarze interniści, lekarze rodzinni, anestezjolodzy, onkolodzy i chirurdzy. Jednak ci eksperci zaczynają odchodzić do innych rodzajów świadczeń medycznych, jeśli mogą tam uzyskać większe wynagrodzenie. Również pielęgniarki przechodzą tam, gdzie zarobki są wyższe. Nie jesteśmy w stanie podwyższyć wynagrodzeń.
Wszyscy chyba jednak nie odejdą?
– Grupa najbardziej zaangażowanych lekarzy i pielęgniarek w hospicjach pozostanie. Potrzebujemy jednak znacznie więcej osób personelu medycznego. Przy tym podstawowym zatrudnieniu będzie trzeba do jednej trzeciej zmniejszyć liczbę pacjentów znajdujących się pod opieką hospicjów.
Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński.
– Jest nam bardzo ciężko finansowo, większość jednostek udzielających świadczeń w zakresie opieki paliatywnej i hospicyjnej twierdzi, że jest na pograniczu przepaści finansowej i może zostać wkrótce zamknięta. Borykaliśmy się z różnymi trudnościami, ale tak trudnej sytuacji w opiece paliatywnej jeszcze nie było.
Jak do tego doszło, powodem jest pandemia?
– Wzrosły przede wszystkim koszty funkcjonowania hospicjów związane z płacami personelu medycznego, a w opiece paliatywnej to bardzo istotny koszt. W czasie pandemii doszło również do wzrostu kosztów materiałowych, szczególnie tych związanych ze środkami ochrony, takimi jak jednorazowe ubrania ochronne, rękawiczki, maseczki i substancje odkażające. W przypadku hospicjów domowych dochodzą jeszcze koszty paliwa, które także wzrosły. Dodatkowe obciążenia są też generowane zmieniającymi się przepisami – np. obowiązek zatrudnienia na cały etat farmaceuty w opiece stacjonarnej, nawet jeśli hospicjum liczy kilka łóżek.
Kilka lat temu zwiększyły się wyceny procedur w opiece paliatywnej.
– To już przeszłość. Opieramy się na budżecie, który w opiece paliatywnej i hospicyjnej wprowadzono w 2017 r., ale został określony na poziomie cen z 2014 i 2015 r., czyli na wiele lat przed pandemią. Od tego czasu wszystko się zmieniło, mamy inflację i wzrost wszystkich kosztów, w tym również zwiększenie wynagrodzeń lekarzy i pielęgniarek.
Co doskwiera w hospicjach najbardziej?
– Znacznie rosnące stawki wynagrodzeń personelu medycznego w finansowaniu hospicjów odczuwamy najbardziej. Nie jesteśmy w stanie temu podołać, mamy znaczny odpływ personelu do innych, lepiej płatnych dziedzin opieki medycznej. Poza tym część lekarzy i pielęgniarek niezależnie od tego jest bardziej zaangażowana w walkę z COVID-19. Ogólnie w hospicjach i opiece paliatywnej sytuacja jest bardzo ciężka.
Nie ma personelu ani pieniędzy?
– Tak, na dodatek od 2020 r. bardzo ograniczona jest pomoc, jaką wiele hospicjów uzyskiwało dzięki zbiórkom pieniędzy i różnego typu akcjom wspomagającym prowadzonym przez wolontariuszy. W zasadzie ich nie ma. A dotyczy to szczególnie hospicjów należących do organizacji pozarządowych. W efekcie część z nich traci płynność finansową i jeśli nie będą miały wsparcia, mogą przestać istnieć. Łatwiej jest hospicjom działającym w ramach szpitali, bo tam można na jakiś czas przesunąć środki z innych dziedzin. Jednak te, które są samodzielne, bez wsparcia dodatkowego, są na skraju utraty płynności finansowej.
Co jak najszybciej można byłoby zrobić?
– Proponujemy, żeby opierając się na tej samej metodologii co poprzednio – w 2015 r. – podnieść cenę punktu w opiece paliatywnej, w ramach dotychczasowej, przeprowadzonej przed kilku laty taryfikacji. Dzięki temu w 2022 r. wzrosłyby kwoty przeznaczone na świadczenia w opiece paliatywnej. To najprostsze, co można zrobić, to też najszybciej mogłoby poprawić naszą sytuację finansową. Nie mamy czasu, żeby czekać na nową taryfikację, bo tego już nie przetrwamy.
Na skutek pandemii do hospicjów zgłasza się więcej pacjentów?
– Na początku pandemii pacjentów było trochę mniej, bo wielu chorych, obawiając się zakażenia COVID-19, nie chciało korzystać z hospicjów stacjonarnych. Woleli zostać w domu, jeśli oczywiście było to możliwe. Znacznie wzrosło wtedy zapotrzebowanie na hospicjum domowe, tym bardziej że często chorzy ci nie mieli wsparcia ze strony lekarzy rodzinnych. W tym czasie byliśmy jedynymi, którzy do takich pacjentów docierali z pomocą. Bo opieka zdalna, poza na przykład wypisaniem recepty, na ogół nie była możliwa, nie miała sensu.
A potem?
– Wraz z rozwojem pandemii pojawiła się grupa pacjentów, u których zbyt późno zdiagnozowano chorobę onkologiczną. Nie kwalifikowali się oni do leczenia zasadniczego i nierzadko od razu byli kierowani do opieki paliatywnej. Wcześniej też zdarzały się takie sytuacje, ale rzadziej.
Są też pacjenci z powikłaniami po COVID-19?
– Nie, nie mamy naporu pacjentów po COVID-19, jedynie tych, którzy zawsze do opieki paliatywnej trafiali. Pacjenci covidowi są zwykle poddawani na przykład rehabilitacji pulmonologicznej, do nas trafiają jedynie pojedyncze przypadki. Najczęściej tak jak dawniej są to pacjenci z późno rozpoznanymi nowotworami, których jest więcej niż przed pandemią.
Na co jest obecnie większe zapotrzebowanie – na hospicjum domowe czy stacjonarne?
– Na jedno i drugie, zależy to bardziej od rejonu kraju. Wynika to z tego, jak bardzo rodzina może się zaangażować w opiekę nad chorym. W dużych miastach większe jest zapotrzebowanie na hospicjum stacjonarne, w mniejszych miejscowościach przeważa opieka domowa.
Z czego to wynika?
– W mniejszych miejscowościach oraz na wsiach wciąż częściej funkcjonują rodziny wielopokoleniowe. W miastach ciężko chorym pacjentem na ogół zajmuje się towarzysząca mu osoba, która nierzadko sama wymaga opieki. To zresztą zdarza się coraz częściej, że opiekunowie pacjenta z powodu wieku i ogólnego stanu zdrowia nie są w pełni wydolni.
Hospicjum domowe jednak przeważa?
– W naszym kraju zawsze tak było, że większość pacjentów poddawana jest opiece domowej, którą mamy zresztą najlepiej rozwiniętą na świecie. W rankingu Europejskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej w 2019 r. Polska znalazła się pod tym względem na pierwszym miejscu. Hospicjum domowe mamy w każdym powiecie. Hospicjów stacjonarnych jest dość dużo, ale w niektórych regionach wciąż ich brakuje.
Jakie są statystyki?
– W całym kraju w hospicjach stacjonarnych mamy ponad 4 tys. łóżek i w 2019 r. pod opieką było w nich 36 tys. pacjentów. W tym samym roku opieką domową było objętych ponad 62 tys. chorych. Poza tym na oddziale medycyny paliatywnej pacjent zwykle przebywa około jednego miesiąca. W ramach hospicjum domowego czas opieki średnio trwa około stu dni.
Czy do hospicjum stacjonarnego częściej trafiają pacjenci w cięższym stanie?
– To pacjenci w różnym stanie, trafiają tu również ci, którzy są objęci opieką domową, lecz stan się pogorszył lub pojawiły się objawy trudne do opanowania w warunkach domowych. Opieka w hospicjum stacjonarnym może być tylko na pewien czas – żeby poprawić stan chorego i na nowo ustawić mu sposób leczenia. Tak jest w przypadku bólu trudnego do opanowania w warunkach domowych, gdy chorego na kilkanaście dni trzeba skierować do hospicjum stacjonarnego. Podobnie postępuje się w przypadku konieczności wykonania zabiegów odbarczenia wodobrzusza lub płynu zbierającego w jamie opłucnej. Po wykonaniu nakłucia pacjent wraca do domu. Zdarza się też, że rodzina nie jest już w stanie opiekować się chorym w domu lub pacjent nie ma osób bliskich, które mogłyby sprawować opiekę, lub pacjent jest osobą bezdomną.
W jakich hospicjach są największe braki kadrowe? Podobno coraz trudniej jest o lekarzy dojeżdżających do pacjenta.
– Najbardziej brakuje personelu właśnie w hospicjach domowych. Zatrudniamy lekarzy różnych specjalności, samych specjalistów medycyny paliatywnej jest około 500, ale w hospicjach pracują też lekarze interniści, lekarze rodzinni, anestezjolodzy, onkolodzy i chirurdzy. Jednak ci eksperci zaczynają odchodzić do innych rodzajów świadczeń medycznych, jeśli mogą tam uzyskać większe wynagrodzenie. Również pielęgniarki przechodzą tam, gdzie zarobki są wyższe. Nie jesteśmy w stanie podwyższyć wynagrodzeń.
Wszyscy chyba jednak nie odejdą?
– Grupa najbardziej zaangażowanych lekarzy i pielęgniarek w hospicjach pozostanie. Potrzebujemy jednak znacznie więcej osób personelu medycznego. Przy tym podstawowym zatrudnieniu będzie trzeba do jednej trzeciej zmniejszyć liczbę pacjentów znajdujących się pod opieką hospicjów.
Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński.