Archiwum
Prof. Konrad Rejdak: Mamy decyzję ABM o kontynuacji badania nad amantadyną
Autor: Monika Stelmach
Data: 03.03.2022
Tagi: | Konrad Rejdak, amantadyna, COVID-19 |
– W naszym badaniu bierzemy pod uwagę wpływ amantadyny na wczesną fazę choroby oraz na powikłania neurologiczne po COVID-19. Poza tym, daliśmy szansę na szybką konsultację medyczną ponad 500 pacjentom w najcięższych momentach pandemii, co też jest ważne – mówi prof. dr. hab. n. med. Konrad Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii UM w Lublinie.
Górnośląskie Centrum Medyczne im. prof. Leszka Gieca w Katowicach przedstawiło wyniki badań nad amantadyną w leczeniu COVID-19. Okazało się, że lek jest nieskuteczny w terapii szpitalnej.
– Dowiedzieliśmy się, od grupy badaczy ze Śląska, że amantadyna dodawana do remdesiwiru w leczeniu chorych przyjmowanych do szpitala z rozpoznaniem zapalenia płuc w przebiegu COVID-19 nie wywiera pozytywnego efektu. Warto zwrócić uwagę, że śmiertelność pacjentów leczonych remdesiwirem była dość wysoka – sięgająca 10 proc. Świadczy to o ciężkości zaawansowania choroby w badanej grupie. Nasze badania dotyczą innej populacji pacjentów.
Pierwotnie toczyło się jedno badanie dotyczące stosowania amantadyny w terapii COVID-19 finansowane ze środków ABM.
– Obecnie toczą się dwa badania. Badacze ze Śląska uznali, że chcą w innej formule zbadać efekt leku. Odłączyli się od naszej grupy, tworząc swój własny protokół, który miał zweryfikować schematy leczenia opracowane przez dr. Włodzimierza Bodnara, z jego osobistym udziałem w komitecie naukowym. Niezależnie od tych decyzji, kontynuowaliśmy badania zgodnie z pierwotnym planem. Nasza koncepcja dotyczy wczesnej interwencji, co jest zgodne z pierwszymi obserwacjami klinicznymi, że amantadyna mogłaby wspomagać terapię w początkowej fazie infekcji.
Czym różni się badanie, którym pan kieruje?
– W naszym badaniu bierzemy pod uwagę dwa aspekty: wpływ amantadyny na wczesną fazę choroby oraz ocenę powikłań neurologicznych po przebyciu COVID-19. W przypadku tego drugiego aspektu zakładamy dłuższy czas obserwacji. Dotychczas badania odbyły się na grupie 93 pacjentów, a w przypadku kolejnych kilkunastu kończymy obserwację. Jesteśmy na półmetku. Dane są analizowane. Możliwe jest zakończenie badań nieco szybciej. Wszystko zależy od liczby danych oraz tego, na ile zostaną potwierdzone wstępne założenia i zaobserwowane trendy. Nie jest to jeszcze właściwy moment na publikowanie wniosków.
Mimo to opublikowaliście wstępne dane, co z nich wynika?
– Ogłoszenie wyników przez śląskich naukowców przyspieszyło nasze analizy na bazie dotychczas zebranego materiału. Patrząc na główne parametry oceny, jak np. skala WHO, przedstawiliśmy opisowe dane, które nie mają znamienności statystycznej. Na tym etapie materiał nie jest wystarczający, aby analizować go statystycznie. Tym samym nie można formułować żadnych ostatecznych wniosków. Niemniej, trendy, jakie obserwujemy, uzasadniają kontynuację badań, na co zgodziła się Agencja Badań Medycznych. Przyjęliśmy termin zakończenia rekrutacji do 15 kwietnia.
Poza tym, cieszy nas, że pacjenci rekrutowani do badań bardzo wcześnie trafili pod opiekę lekarską. Mimo że mieli predyspozycje do ciężkiego przebiegu COVID-19, infekcję przeszli łagodnie. A pamiętajmy, że były to szczyty pandemii wiosną i jesienią ubiegłego roku, kiedy choroba siała spustoszenie. Przede wszystkim mamy bezwzględny dowód, że wczesna opieka medyczna daje bardzo dobre efekty, redukując ciężkie powikłania do 0,93 proc. Niezależnie od protokołu badania, daliśmy szansę na wczesną konsultację medyczną około 500 osób. Uważamy to za ważną część naszej działalności. Wielu pacjentów trafiło od razu na oddziały szpitalne, gdzie zostały wdrożone standardowe metody leczenia. Pacjenci są bardzo szczegółowo oceniani w aspekcie badań laboratoryjnych, co uzupełnia ocenę stanu klinicznego. Wykonujemy badania radiologiczne płuc oraz badania w panelach oceny neurologicznej.
Skuteczność tej samej cząsteczki może się różnić w zależności od etapu choroby.
– Oczywiście, takim przykładem jest molnupirawir, który dzisiaj stosuje się we wczesnej interwencji, ale początkowo również badany był zarówno w fazie przedszpitalnej, jaki i szpitalnej. Badania szpitalne zostały wstrzymane ze względu na brak dowodów na skuteczność terapii. Wiemy już, że leki na COVID-19 działają w określonym, czasami wąskim oknie czasowym. Dotyczy to np. remdesiwiru, który nie wykazuje działania, kiedy dojdzie do niewydolności oddechowej pacjenta, ale jest stosowany w początkowej fazie. Wiemy też, jak złożoną chorobą jest COVID-19, na który nie ma jednego leku, ale wiele preparatów podawanych w zależności od wskazania. Swoje miejsce mają też np. sterydy, u bardzo określonej grupy pacjentów.
Na czym polegają badania dotyczące podawania amantadyny w celu łagodzenia skutków neurologicznych COVID-19?
– To ważny i innowacyjny element. Nadal nie mamy rekomendacji i leków, które mogłyby łagodzić powikłania neurologiczne. Tutaj też widzimy miejsce badań nad tym dobrze znanym w neurologii lekiem. Wiemy już, że powikłania neurologiczne dotyczą ponad 30 proc. chorych i występują nawet po łagodnym przebiegu COVID-19, począwszy od zaburzeń funkcji poznawczych, poprzez zespół zmęczeniowy, zespoły bólowe, po różne typy neuropatii. Długa jest lista tego typu zagrożeń i nie ma żadnego leku, który chroniłby układ nerwowy przed działaniem koronawirusa. Dlatego poszukiwanie preparatów w tym wskazaniu jest jak najbardziej zasadne, a każde badanie kliniczne na wagę złota, bo może przybliżyć nas do bardziej personalizowanego i kompleksowego leczenia. Pamiętamy oczywiście, że szczepienia są najważniejszą metodą zapobiegania COVID-19, ale wiemy też, że choruje jakaś cześć zaszczepionych, ponieważ z różnych przyczyn ich organizm nie wytwarza odporności. Na szczęście u nich sam COVID-19 przebiega łagodniej, ale już dane o ewentualnych odległych powikłaniach, szczególnie ze strony układu nerwowego, nie są tak precyzyjne, szczególnie o skutkach neurologicznych.
Nad działaniem amantadyny w leczeniu infekcji SARS-CoV-2 pochylili się też naukowcy z innych krajów. Co one pokazują?
– W punkcie wyjścia, decydując się na badania nad amantadyną, opierałem się na własnych obserwacjach, które pokazywały, że pacjenci przyjmujący amantadynę łagodniej przechodzą COVID-19, szczególnie w aspekcie neurologicznym. To zostało później potwierdzone przez niezależną grupę naukową z Kuwejtu, opisującą 250 takich pacjentów z chorobami neurologicznymi, u których COVID-19 przebiegał łagodnie w związku z przyjmowaniem amantadyny. Publikacja na ten temat ukazała się w czasopiśmie „Frontiers in Neurology”. Pojawiło się też wiele prac eksperymentalnych wspierających tę koncepcję.
Amantadyna ma ciekawy mechanizm działania – wpływa na przekaźnictwo mózgowe, co może być aspektem wspierającym walkę organizmu z infekcją. Lek ma wiele działań objawowych, leczymy nim między innymi zaburzenia stanu świadomości po uszkodzeniu mózgu niezależnie od przyczyny, a takie uszkodzenia wywołuje też COVID-19.
Warto przywołać prace sprzed kilku lat, które oceniały działanie amantadyny u pacjentów po udarze mózgu. Okazało się, że lek zapobiega w sposób istotny rozwojowi zapalenia płuc, który jest głównym zabójcą u pacjentów po udarze. Praca została opublikowana na łamach „The Lancet” i stanowi pewną wskazówkę, że amantadyna może poprawiać napęd oddechowy oraz w sposób pośredni ograniczać stan zapalny. Zupełnie naturalne jest, żeby taką substancję wybrać do testów klinicznych. Ten pogląd podzielają też inne grupy naukowców, również grupa duńska prowadzi podobne badania kliniczne z użyciem amantadyny.
W przypadku części leków, pierwotnie określanych jako obiecujące, badania nie potwierdziły skuteczności.
– Takim przykładem jest chociażby chlorochina, która znalazła się nawet w rekomendacjach dotyczących leczenia COVID-19 oraz wpisano nowe wskazanie w CHPL, co sprawiło, że była powszechnie stosowana w leczeniu infekcji. Jednakże kolejne badania ostatecznie nie potwierdziły jej skuteczności, a nawet wskazały toksyczność. W nauce to często spotykana sytuacja. Trudno z góry cokolwiek zakładać, ponieważ doświadczenia pokazują, że leki, z którymi nie wiązano dużych nadziei, wykazywały skuteczność, a pewniaki okazywały się nieskuteczne. Tylko badania kliniczne są w stanie to zweryfikować.
Pamiętajmy też, że chociaż pandemia słabnie i wszyscy mamy wielką nadzieję na jej koniec, to COVID-19 zostanie z nami na dłużej jako choroba sezonowa. Dlatego nie możemy ustawać w poszukiwaniu leków.
– Dowiedzieliśmy się, od grupy badaczy ze Śląska, że amantadyna dodawana do remdesiwiru w leczeniu chorych przyjmowanych do szpitala z rozpoznaniem zapalenia płuc w przebiegu COVID-19 nie wywiera pozytywnego efektu. Warto zwrócić uwagę, że śmiertelność pacjentów leczonych remdesiwirem była dość wysoka – sięgająca 10 proc. Świadczy to o ciężkości zaawansowania choroby w badanej grupie. Nasze badania dotyczą innej populacji pacjentów.
Pierwotnie toczyło się jedno badanie dotyczące stosowania amantadyny w terapii COVID-19 finansowane ze środków ABM.
– Obecnie toczą się dwa badania. Badacze ze Śląska uznali, że chcą w innej formule zbadać efekt leku. Odłączyli się od naszej grupy, tworząc swój własny protokół, który miał zweryfikować schematy leczenia opracowane przez dr. Włodzimierza Bodnara, z jego osobistym udziałem w komitecie naukowym. Niezależnie od tych decyzji, kontynuowaliśmy badania zgodnie z pierwotnym planem. Nasza koncepcja dotyczy wczesnej interwencji, co jest zgodne z pierwszymi obserwacjami klinicznymi, że amantadyna mogłaby wspomagać terapię w początkowej fazie infekcji.
Czym różni się badanie, którym pan kieruje?
– W naszym badaniu bierzemy pod uwagę dwa aspekty: wpływ amantadyny na wczesną fazę choroby oraz ocenę powikłań neurologicznych po przebyciu COVID-19. W przypadku tego drugiego aspektu zakładamy dłuższy czas obserwacji. Dotychczas badania odbyły się na grupie 93 pacjentów, a w przypadku kolejnych kilkunastu kończymy obserwację. Jesteśmy na półmetku. Dane są analizowane. Możliwe jest zakończenie badań nieco szybciej. Wszystko zależy od liczby danych oraz tego, na ile zostaną potwierdzone wstępne założenia i zaobserwowane trendy. Nie jest to jeszcze właściwy moment na publikowanie wniosków.
Mimo to opublikowaliście wstępne dane, co z nich wynika?
– Ogłoszenie wyników przez śląskich naukowców przyspieszyło nasze analizy na bazie dotychczas zebranego materiału. Patrząc na główne parametry oceny, jak np. skala WHO, przedstawiliśmy opisowe dane, które nie mają znamienności statystycznej. Na tym etapie materiał nie jest wystarczający, aby analizować go statystycznie. Tym samym nie można formułować żadnych ostatecznych wniosków. Niemniej, trendy, jakie obserwujemy, uzasadniają kontynuację badań, na co zgodziła się Agencja Badań Medycznych. Przyjęliśmy termin zakończenia rekrutacji do 15 kwietnia.
Poza tym, cieszy nas, że pacjenci rekrutowani do badań bardzo wcześnie trafili pod opiekę lekarską. Mimo że mieli predyspozycje do ciężkiego przebiegu COVID-19, infekcję przeszli łagodnie. A pamiętajmy, że były to szczyty pandemii wiosną i jesienią ubiegłego roku, kiedy choroba siała spustoszenie. Przede wszystkim mamy bezwzględny dowód, że wczesna opieka medyczna daje bardzo dobre efekty, redukując ciężkie powikłania do 0,93 proc. Niezależnie od protokołu badania, daliśmy szansę na wczesną konsultację medyczną około 500 osób. Uważamy to za ważną część naszej działalności. Wielu pacjentów trafiło od razu na oddziały szpitalne, gdzie zostały wdrożone standardowe metody leczenia. Pacjenci są bardzo szczegółowo oceniani w aspekcie badań laboratoryjnych, co uzupełnia ocenę stanu klinicznego. Wykonujemy badania radiologiczne płuc oraz badania w panelach oceny neurologicznej.
Skuteczność tej samej cząsteczki może się różnić w zależności od etapu choroby.
– Oczywiście, takim przykładem jest molnupirawir, który dzisiaj stosuje się we wczesnej interwencji, ale początkowo również badany był zarówno w fazie przedszpitalnej, jaki i szpitalnej. Badania szpitalne zostały wstrzymane ze względu na brak dowodów na skuteczność terapii. Wiemy już, że leki na COVID-19 działają w określonym, czasami wąskim oknie czasowym. Dotyczy to np. remdesiwiru, który nie wykazuje działania, kiedy dojdzie do niewydolności oddechowej pacjenta, ale jest stosowany w początkowej fazie. Wiemy też, jak złożoną chorobą jest COVID-19, na który nie ma jednego leku, ale wiele preparatów podawanych w zależności od wskazania. Swoje miejsce mają też np. sterydy, u bardzo określonej grupy pacjentów.
Na czym polegają badania dotyczące podawania amantadyny w celu łagodzenia skutków neurologicznych COVID-19?
– To ważny i innowacyjny element. Nadal nie mamy rekomendacji i leków, które mogłyby łagodzić powikłania neurologiczne. Tutaj też widzimy miejsce badań nad tym dobrze znanym w neurologii lekiem. Wiemy już, że powikłania neurologiczne dotyczą ponad 30 proc. chorych i występują nawet po łagodnym przebiegu COVID-19, począwszy od zaburzeń funkcji poznawczych, poprzez zespół zmęczeniowy, zespoły bólowe, po różne typy neuropatii. Długa jest lista tego typu zagrożeń i nie ma żadnego leku, który chroniłby układ nerwowy przed działaniem koronawirusa. Dlatego poszukiwanie preparatów w tym wskazaniu jest jak najbardziej zasadne, a każde badanie kliniczne na wagę złota, bo może przybliżyć nas do bardziej personalizowanego i kompleksowego leczenia. Pamiętamy oczywiście, że szczepienia są najważniejszą metodą zapobiegania COVID-19, ale wiemy też, że choruje jakaś cześć zaszczepionych, ponieważ z różnych przyczyn ich organizm nie wytwarza odporności. Na szczęście u nich sam COVID-19 przebiega łagodniej, ale już dane o ewentualnych odległych powikłaniach, szczególnie ze strony układu nerwowego, nie są tak precyzyjne, szczególnie o skutkach neurologicznych.
Nad działaniem amantadyny w leczeniu infekcji SARS-CoV-2 pochylili się też naukowcy z innych krajów. Co one pokazują?
– W punkcie wyjścia, decydując się na badania nad amantadyną, opierałem się na własnych obserwacjach, które pokazywały, że pacjenci przyjmujący amantadynę łagodniej przechodzą COVID-19, szczególnie w aspekcie neurologicznym. To zostało później potwierdzone przez niezależną grupę naukową z Kuwejtu, opisującą 250 takich pacjentów z chorobami neurologicznymi, u których COVID-19 przebiegał łagodnie w związku z przyjmowaniem amantadyny. Publikacja na ten temat ukazała się w czasopiśmie „Frontiers in Neurology”. Pojawiło się też wiele prac eksperymentalnych wspierających tę koncepcję.
Amantadyna ma ciekawy mechanizm działania – wpływa na przekaźnictwo mózgowe, co może być aspektem wspierającym walkę organizmu z infekcją. Lek ma wiele działań objawowych, leczymy nim między innymi zaburzenia stanu świadomości po uszkodzeniu mózgu niezależnie od przyczyny, a takie uszkodzenia wywołuje też COVID-19.
Warto przywołać prace sprzed kilku lat, które oceniały działanie amantadyny u pacjentów po udarze mózgu. Okazało się, że lek zapobiega w sposób istotny rozwojowi zapalenia płuc, który jest głównym zabójcą u pacjentów po udarze. Praca została opublikowana na łamach „The Lancet” i stanowi pewną wskazówkę, że amantadyna może poprawiać napęd oddechowy oraz w sposób pośredni ograniczać stan zapalny. Zupełnie naturalne jest, żeby taką substancję wybrać do testów klinicznych. Ten pogląd podzielają też inne grupy naukowców, również grupa duńska prowadzi podobne badania kliniczne z użyciem amantadyny.
W przypadku części leków, pierwotnie określanych jako obiecujące, badania nie potwierdziły skuteczności.
– Takim przykładem jest chociażby chlorochina, która znalazła się nawet w rekomendacjach dotyczących leczenia COVID-19 oraz wpisano nowe wskazanie w CHPL, co sprawiło, że była powszechnie stosowana w leczeniu infekcji. Jednakże kolejne badania ostatecznie nie potwierdziły jej skuteczności, a nawet wskazały toksyczność. W nauce to często spotykana sytuacja. Trudno z góry cokolwiek zakładać, ponieważ doświadczenia pokazują, że leki, z którymi nie wiązano dużych nadziei, wykazywały skuteczność, a pewniaki okazywały się nieskuteczne. Tylko badania kliniczne są w stanie to zweryfikować.
Pamiętajmy też, że chociaż pandemia słabnie i wszyscy mamy wielką nadzieję na jej koniec, to COVID-19 zostanie z nami na dłużej jako choroba sezonowa. Dlatego nie możemy ustawać w poszukiwaniu leków.