Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl

Ta fala pandemii nie skończy się tak szybko

Udostępnij:
W większości krajów Zachodu znów ostatnio zwiększyła się liczba zachorowań na koronawirusa. W Polsce ten wzrost odnotujemy za kilka tygodni. – A wówczas będziemy mieć pozamykane już szpitale tymczasowe. I co wtedy? – pyta dr Paweł Grzesiowski.
Ministerstwo Zdrowia ogłosiło koniec pandemii. Od kwietnia nie będzie szpitali tymczasowych i dodatków covidowych.

„Gazeta Wyborcza” pyta eksperta Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19 i prezesa Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa i Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń dr. Pawła Grzesiowskiego, czy to nie za szybko.

– Gdy spojrzy się na liczbę nowych zakażeń z ostatnich tygodni, widać, że tempo spadku zdecydowanie zmalało. Ale 16 marca ta liczba wzrosła w stosunku do poprzednich dni. Odnotowano ponad 14 tys. nowych zakażeń. Z ostatnim dniem lutego skończyły się ferie, dzieci wróciły do nauki w szkołach, chodzimy do pracy. Przez komunikaty o końcu pandemii wiele ludzi straciło jakiekolwiek hamulce. Zniesiono limity zgromadzeń, skrócono izolację do siedmiu dni. Owszem, powinna być skrócona, ale dopiero po negatywnym wyniku testu. Bez tego przywracamy do pracy osoby, które wciąż zakażają. Amerykanie zbadali, że 30 proc. pacjentów po tygodniu od zakażenia wciąż jest dodatnia. To cecha zakażenia omikronem – eliminacja wirusa jest wolniejsza, trwa ok. dwóch tygodni. Na to wszystko nakłada się kwestia wojny i przybycia do Polski 2 mln uchodźców z Ukrainy, kraju o niższym stopniu wyszczepienia niż nasz – odpowiada ekspert.

– Wiedząc to, nie powinniśmy rezygnować z covidowych łóżek? – pyta „Gazeta Wyborcza”.

– W wielu szpitalach tymczasowych wciąż są pacjenci. W sumie w Polsce z powodu COVID-19 hospitalizowanych jest 8 tys. ludzi, w tym 400 osób podłączonych do respiratorów. Nie można ich po prostu od nich odpiąć i wysłać do domów. W dodatku COVID-19 to choroba, która wymaga izolacji. Jeśli zlikwidujemy łóżka covidowe, możemy przyjąć zakażonego pacjenta na internę – ale musimy zapewnić mu izolatkę. Jeśli jej nie ma, pewnie trzeba będzie przekształcać dwu-, trzyosobowe sale w pojedyncze, wydzielać śluzy, osobne łazienki. Stracą więc inni pacjenci. Lekarze z OIOM-ów alarmują – co z tego, że mamy wolne respiratory, skoro po trzy–cztery stoją w jednej sali. Szpitale nie mają struktury, która umożliwiałaby hospitalizację pacjenta wymagającego izolacji powietrzno-kropelkowej. Z tego powodu powinniśmy zachować szpitale izolacyjne, tymczasowe, choćby jeden na region, który zbierałby chorych z całego województwa. Obcięcie finansowania covidowego nie jest działaniem na korzyść innych pacjentów, ale myśleniem krótkowzrocznym – uważa Paweł Grzesiowski.

„Gazeta Wyborcza” ocenia, że „rząd najwyraźniej sugeruje się tym, że mieliśmy mieć już koniec pandemii – albo przynajmniej długą przerwę”.

– Patrząc na to, co dzieje się w Europie Zachodniej, trudno mieć tak optymistyczne podejście. W większości krajów znów odnotowuje się wzrost zachorowań, a my mamy zwykle mniej więcej trzy-, czterotygodniowe opóźnienie w stosunku do Zachodu. Przyjdzie kwiecień, będziemy mieć pozamykane szpitale tymczasowe, ale potrzeby dotyczące hospitalizacji wzrosną – podsumowuje.

Przeczytaj także: „Ściągniemy maseczki?” i „Zakażenia, wyzdrowienia i zgony na wykresie”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.