Marek Obremski/Agencja Wyborcza.pl
Ukraińcy skazani na leczenie doraźne
Tagi: | Jacek Krajewski, Tomasz Zieliński |
Uchodźcom z Ukrainy obiecywano dostęp do opieki medycznej na takich zasadach, jakie obowiązują polskich pacjentów, ale nie ma rozwiązań, które pozwalałyby im z takiej opieki korzystać – lekarze rodzinni zaalarmowali, że Ukraińcy mogą być leczeni w POZ jedynie doraźnie, bo zgodnie z prawem nie mają statusu świadczeniobiorców.
O sprawie mówiono podczas konferencji prasowej zorganizowanej 16 marca przez Porozumienie Zielonogórskie. Lekarze rodzinni podkreślili, że do Polski przyjechało od 24 lutego już prawie 2 miliony uchodźców. Zwiększyły się te grupy demograficzne – kobiety, dzieci i osoby starsze – które częściej potrzebują opieki medycznej. Tymczasem – jak zauważyli przedstawiciele organizacji – mimo uchwalenia ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa i wydania przez Narodowy Fundusz Zdrowia komunikatów wciąż brakuje systemowych rozwiązań, które umożliwiałyby objęcie uchodźców systemową opieką.
O czym mowa?
– Uchodźcy nie mają statusu świadczeniobiorcy. To oznacza, że mogą się zgłaszać do poradni POZ wyłącznie na jednorazowe wizyty. Jeśli są to osoby chorujące przewlekle, które nie mają ze sobą dokumentacji medycznej, lekarz może wystawić im recepty wyłącznie pełnopłatne. Nawet jeśli lekarz zleciłby badania diagnostyczne, by postawić rozpoznanie, nie ma żadnej gwarancji, że pacjent „jednorazowy” wróci do niego z wynikami na kolejną wizytę. Nie ma jasności co do finansowania takich badań. Przede wszystkim jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że za kilka lat Narodowy Fundusz Zdrowia na podstawie przepisów ustawy refundacyjnej podważy decyzje lekarza dotyczące refundacji, nakazując zwrot pieniędzy i nakładając kary. Mimo że trudno dostrzec jakiekolwiek korzyści, jakie miałby osiągnąć lekarz, wystawiając uchodźcom recepty z refundacją – powiedział wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Tomasz Zieliński.
Przykład podał prezes organizacji Jacek Krajewski.
– Jeśli uchodźca z Ukrainy przychodzi do lekarza rodzinnego z poziomem glukozy we krwi 500 mg/dl, musimy go odesłać gdzie indziej, bo wypisanie leków, których nie posiada, będzie dla niego finansową klęską. Systematyczne leczenie nie wchodzi w rachubę. Siłą rzeczy wszyscy pacjenci w gorszym stanie trafiają na szpitalne oddziały ratunkowe – co jest absolutnie niepotrzebne. Robi się ten sam błąd, jaki robiono z COVID-19. Przepisy są potrzebne natychmiast, bo za chwilę system się zatka – stwierdził prezes Krajewski.
– Liczyliśmy na to, że specustawa ureguluje większość problemów. Niestety, tak się nie stało. Najważniejsza i najpilniejsza kwestia do rozwiązania to refundacja leków, zwłaszcza w chorobach przewlekłych. Nie da się wielu chorób przewlekłych rozpoznać podczas jednej wizyty u przypadkowego lekarza, nie ma procedury objęcia takiego pacjenta dłuższą opieką przez konkretnego lekarza. Opieramy się na jednorazowej, doraźnej pomocy – podkreślił Tomasz Zieliński.
– Obecnie staramy się przede wszystkim pomagać doraźnie. Aby jednak osoby z Ukrainy objąć stałą opieką, system musi być do niej dostosowany – zaznaczył.
Przeczytaj także: „Leki dla Ukraińców – między empatią a umową z NFZ” .
O czym mowa?
– Uchodźcy nie mają statusu świadczeniobiorcy. To oznacza, że mogą się zgłaszać do poradni POZ wyłącznie na jednorazowe wizyty. Jeśli są to osoby chorujące przewlekle, które nie mają ze sobą dokumentacji medycznej, lekarz może wystawić im recepty wyłącznie pełnopłatne. Nawet jeśli lekarz zleciłby badania diagnostyczne, by postawić rozpoznanie, nie ma żadnej gwarancji, że pacjent „jednorazowy” wróci do niego z wynikami na kolejną wizytę. Nie ma jasności co do finansowania takich badań. Przede wszystkim jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że za kilka lat Narodowy Fundusz Zdrowia na podstawie przepisów ustawy refundacyjnej podważy decyzje lekarza dotyczące refundacji, nakazując zwrot pieniędzy i nakładając kary. Mimo że trudno dostrzec jakiekolwiek korzyści, jakie miałby osiągnąć lekarz, wystawiając uchodźcom recepty z refundacją – powiedział wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Tomasz Zieliński.
Przykład podał prezes organizacji Jacek Krajewski.
– Jeśli uchodźca z Ukrainy przychodzi do lekarza rodzinnego z poziomem glukozy we krwi 500 mg/dl, musimy go odesłać gdzie indziej, bo wypisanie leków, których nie posiada, będzie dla niego finansową klęską. Systematyczne leczenie nie wchodzi w rachubę. Siłą rzeczy wszyscy pacjenci w gorszym stanie trafiają na szpitalne oddziały ratunkowe – co jest absolutnie niepotrzebne. Robi się ten sam błąd, jaki robiono z COVID-19. Przepisy są potrzebne natychmiast, bo za chwilę system się zatka – stwierdził prezes Krajewski.
– Liczyliśmy na to, że specustawa ureguluje większość problemów. Niestety, tak się nie stało. Najważniejsza i najpilniejsza kwestia do rozwiązania to refundacja leków, zwłaszcza w chorobach przewlekłych. Nie da się wielu chorób przewlekłych rozpoznać podczas jednej wizyty u przypadkowego lekarza, nie ma procedury objęcia takiego pacjenta dłuższą opieką przez konkretnego lekarza. Opieramy się na jednorazowej, doraźnej pomocy – podkreślił Tomasz Zieliński.
– Obecnie staramy się przede wszystkim pomagać doraźnie. Aby jednak osoby z Ukrainy objąć stałą opieką, system musi być do niej dostosowany – zaznaczył.
Przeczytaj także: „Leki dla Ukraińców – między empatią a umową z NFZ” .