Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Będzie zabawa – będzie się działo
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 26.02.2021
Źródło: Krzysztof Bukiel
Tagi: | Krzysztof Bukiel |
– Będzie „duuużo” roboty. Mnóstwo ludzi znajdzie zajęcie, nie tylko z rządu, ale i z licznych grup eksperckich, doradczych, konsultingowych – przewiduje przewodniczący OZZL Krzysztof Bukiel, oceniając zapowiedzi centralizacji szpitali w Polsce.
Komentarz dr Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
– Podczas posiedzenia połączonych sejmowych Komisji Zdrowia oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski przedstawiał posłom informację o przygotowywanych zmianach dotyczących szpitalnictwa. Powody, dla których podjęto decyzję o nich, są następujące – to zwiększające się zadłużenie szpitali, „wyniszczająca konkurencja” między nimi, złe wykorzystanie „sił i środków”, słaba efektywność i niski poziom zarządzania.
Jakie ma być rozwiązanie tych problemów?
Scentralizować zarządzanie szpitalami i przekształcić je wszystkie w placówki państwowe z jednym właścicielem.
Nie zdecydowano jeszcze, w jaki sposób się to odbędzie – czy przez specjalną agencję rządową powołaną w tym celu, czy może przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Przy okazji – oczywiście – szpitale się też oddłuży, zrestrukturyzuje, skonsoliduje niektóre z nich, przeprofiluje działalność innych i polepszy kadrę zarządzającą na bardziej profesjonalną z powołanego w tym celu specjalnego „korpusu” menedżerskiego.
Będzie „duuużo” roboty.
Mnóstwo ludzi znajdzie zajęcie, nie tylko z rządu, ale i z licznych grup eksperckich, doradczych, konsultingowych. Może nawet „wciągnie się” do tego dzieła jakichś działaczy związkowych, społecznych, samorządowych w specjalnie powołanych w tym cellu „komitetach sterujących”, mających odgrywać rolę „społecznego nadzoru” nad reformą. A ile roboty będą miały komisje sejmowe i posłowie, roztrząsający sprawy, na które i tak nie będą mieli wpływu, bo decyzje podejmie kto inny. Wyda się na tę „zabawę” mnóstwo pieniędzy, a na końcu „będzie nadal tak jak jest” – przynajmniej, jeśli chodzi o sposób funkcjonowania szpitali i publicznej ochrony zdrowia jako całości.
Ktoś powie, że jestem cyniczny, a może niepoważny, że sobie kpię. Nic z tych rzeczy. Po prostu obserwuję sytuację w publicznej ochronie zdrowia od niemal 30 lat, wyciągam wnioski i nie daję się wciągnąć w grę pozorów. Przez ostatnie 20 lat, czyli od czasu jedynej do tej pory w miarę przemyślanej i spójnej reformy ochrony zdrowia, wszystkie kolejne „reformy” polegają przede wszystkim, jeżeli nie jedynie, na „zabawie w przekształcenia” organizacyjne i strukturalne istniejących podmiotów i instytucji. Najpierw powołano kasy chorych jako odrębnego, niezależnego od polityków i Ministerstwa Zdrowia, płatnika za świadczenia zdrowotne, niebędącego właścicielem szpitali, później kasy te zlikwidowano, zastępując je jedną ogólnopolską kasą zwaną NFZ, który później scentralizowano i poddano bezpośredniemu nadzorowi ministra, przez co niemal wrócono do stanu pierwotnego. Dziś rozważa się wariant, że fundusz będzie też właścicielem szpitali.
Przekształceniom organizacyjnym i prawnym ulegały również szpitale. Z wprowadzeniem kas chorych zmieniono status szpitali z jednostek budżetowych na tzw. samodzielne publiczne zakłady ochrony zdrowia, później postanowiono o ich komercjalizacji i wprowadzono zachęty do przekształceń w spółki handlowe, potem zdecydowano o dekomercjalizacji szpitali, wymyślając, że trzeba je umieścić w sieci i opłacać ryczałtowo. Dzisiaj znowu będziemy je przekształcać, tym razem w podmioty państwowe, pewnie coś na wzór jednostek budżetowych, którymi były przed wprowadzeniem kas chorych.
Najciekawsze jest to, że wszystkie te zmiany, nawet idące dokładnie w przeciwnym kierunku, prowadzone są z tych samych powodów – bo szpitale są źle zarządzane, bo zadłużają się, bo marnują „siły i środki” – i w tym samym celu. We wszystkich też tych przypadkach obowiązkowym elementem jest jakaś forma oddłużenia szpitali z budżetu państwa oraz powoływanie różnych instytucji, które mają te transformacje nadzorować lub przeprowadzać i sięganie po zewnętrzne firmy, pomagające w „restrukturyzacjach”. Wszystkie te „transformacje” oczywiście „wymagają czasu”, a na ich efekty trzeba „trochę poczekać”. Wszystkie one też – niestety – kosztują mnóstwo pieniędzy, które można by przeznaczyć po prostu na leczenie ludzi, czego się jednak nie robi. I tego najbardziej żal.
Przeczytaj także: „„Reforma szpitali w Polsce – prezentacja Ministerstwa Zdrowia” i „Wiceminister Gadomski o centralizacji szpitali”.
– Podczas posiedzenia połączonych sejmowych Komisji Zdrowia oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski przedstawiał posłom informację o przygotowywanych zmianach dotyczących szpitalnictwa. Powody, dla których podjęto decyzję o nich, są następujące – to zwiększające się zadłużenie szpitali, „wyniszczająca konkurencja” między nimi, złe wykorzystanie „sił i środków”, słaba efektywność i niski poziom zarządzania.
Jakie ma być rozwiązanie tych problemów?
Scentralizować zarządzanie szpitalami i przekształcić je wszystkie w placówki państwowe z jednym właścicielem.
Nie zdecydowano jeszcze, w jaki sposób się to odbędzie – czy przez specjalną agencję rządową powołaną w tym celu, czy może przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Przy okazji – oczywiście – szpitale się też oddłuży, zrestrukturyzuje, skonsoliduje niektóre z nich, przeprofiluje działalność innych i polepszy kadrę zarządzającą na bardziej profesjonalną z powołanego w tym celu specjalnego „korpusu” menedżerskiego.
Będzie „duuużo” roboty.
Mnóstwo ludzi znajdzie zajęcie, nie tylko z rządu, ale i z licznych grup eksperckich, doradczych, konsultingowych. Może nawet „wciągnie się” do tego dzieła jakichś działaczy związkowych, społecznych, samorządowych w specjalnie powołanych w tym cellu „komitetach sterujących”, mających odgrywać rolę „społecznego nadzoru” nad reformą. A ile roboty będą miały komisje sejmowe i posłowie, roztrząsający sprawy, na które i tak nie będą mieli wpływu, bo decyzje podejmie kto inny. Wyda się na tę „zabawę” mnóstwo pieniędzy, a na końcu „będzie nadal tak jak jest” – przynajmniej, jeśli chodzi o sposób funkcjonowania szpitali i publicznej ochrony zdrowia jako całości.
Ktoś powie, że jestem cyniczny, a może niepoważny, że sobie kpię. Nic z tych rzeczy. Po prostu obserwuję sytuację w publicznej ochronie zdrowia od niemal 30 lat, wyciągam wnioski i nie daję się wciągnąć w grę pozorów. Przez ostatnie 20 lat, czyli od czasu jedynej do tej pory w miarę przemyślanej i spójnej reformy ochrony zdrowia, wszystkie kolejne „reformy” polegają przede wszystkim, jeżeli nie jedynie, na „zabawie w przekształcenia” organizacyjne i strukturalne istniejących podmiotów i instytucji. Najpierw powołano kasy chorych jako odrębnego, niezależnego od polityków i Ministerstwa Zdrowia, płatnika za świadczenia zdrowotne, niebędącego właścicielem szpitali, później kasy te zlikwidowano, zastępując je jedną ogólnopolską kasą zwaną NFZ, który później scentralizowano i poddano bezpośredniemu nadzorowi ministra, przez co niemal wrócono do stanu pierwotnego. Dziś rozważa się wariant, że fundusz będzie też właścicielem szpitali.
Przekształceniom organizacyjnym i prawnym ulegały również szpitale. Z wprowadzeniem kas chorych zmieniono status szpitali z jednostek budżetowych na tzw. samodzielne publiczne zakłady ochrony zdrowia, później postanowiono o ich komercjalizacji i wprowadzono zachęty do przekształceń w spółki handlowe, potem zdecydowano o dekomercjalizacji szpitali, wymyślając, że trzeba je umieścić w sieci i opłacać ryczałtowo. Dzisiaj znowu będziemy je przekształcać, tym razem w podmioty państwowe, pewnie coś na wzór jednostek budżetowych, którymi były przed wprowadzeniem kas chorych.
Najciekawsze jest to, że wszystkie te zmiany, nawet idące dokładnie w przeciwnym kierunku, prowadzone są z tych samych powodów – bo szpitale są źle zarządzane, bo zadłużają się, bo marnują „siły i środki” – i w tym samym celu. We wszystkich też tych przypadkach obowiązkowym elementem jest jakaś forma oddłużenia szpitali z budżetu państwa oraz powoływanie różnych instytucji, które mają te transformacje nadzorować lub przeprowadzać i sięganie po zewnętrzne firmy, pomagające w „restrukturyzacjach”. Wszystkie te „transformacje” oczywiście „wymagają czasu”, a na ich efekty trzeba „trochę poczekać”. Wszystkie one też – niestety – kosztują mnóstwo pieniędzy, które można by przeznaczyć po prostu na leczenie ludzi, czego się jednak nie robi. I tego najbardziej żal.
Przeczytaj także: „„Reforma szpitali w Polsce – prezentacja Ministerstwa Zdrowia” i „Wiceminister Gadomski o centralizacji szpitali”.