Krzysztof Ćwik/Agencja Gazeta

Radzimy sobie średnio albo słabo

Udostępnij:
Jak to możliwe, że będąc doradcą premiera, krytykuje decyzje związane z COVID-19 i czy są one są następstwem wniosków przekazywanych przez Radę Medyczną, jak funkcjonuje system ochrony zdrowia podczas pandemii, czy jest za bardzo covidocentryczny, oraz w jaki sposób nawrócić antycovidowca i... co mają z tym wspólnego zabory? O tym w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” mówi prof. Krzysztof Simon, ordynator Oddziału Zakaźnego WSS im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu i członek Rady Medycznej działającej przy premierze.
Panie profesorze – jak radzimy sobie z pandemią COVID-19?
– I jako państwo, i jako system ochrony zdrowia, i jako społeczeństwo, średnio albo słabo.

Zacznijmy od państwa. Krytykuje pan rządzących, będąc jednym z doradców premiera. Jak to możliwe?
– Krytykuję, ale chcę, żeby pan do tego podszedł z rozwagą. Czepiam się otoczki politycznej, mieszania polityki i zdrowia, działań politycznych, które nie powinny być podejmowane podczas pandemii. Drażni mnie, że w takiej sytuacji zorganizowano nam awantury i skandale – o futrzaki, o pieniądze z Unii Europejskiej, o wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Czy to jest czas, żeby demolować kraj i wciąż skłócać społeczeństwo? No nie, powinniśmy się jednoczyć, aby przeżyć. Te awantury krytykuję i zawsze będę krytykować – bo to w ogóle nie współgra z ideą rządu, który powinien być zaangażowany, prospołeczny, walczyć z epidemią. Potrzebne jest wzajemne zaufanie między władzą i społeczeństwem, a tego nie ma – to się coraz bardziej rozjeżdża. Politycznie wciąż komuś zależy na konflikcie – a przecież epidemia jest wspólna, na COVID-19 umierają ludzie z lewicy, prawicy, konserwatyści i liberałowie.

Co do decyzji związanych wyłącznie ze zdrowiem Polaków – szanuję premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adam Niedzielskiego. Większość podejmowanych działań jest racjonalna, ale to nie znaczy, że zgadzam się ze wszystkimi. Twórcza krytyka jest duszą i paliwem postępu.

Czy „podejmowane działania” są następstwem wniosków przekazywanych przez ekspertów – Radę Medyczną?
– Większość tak, ale proszę pamiętać, że nasze sugestie i opinie poddawane są ocenie różnych innych gremiów – na przykład ekonomicznych. Ponadto rząd dysponuje także innymi informacjami – choćby od matematyków, którzy symulują różne rozwiązania, i ekonomistów, oceniających wpływ obostrzeń na gospodarkę. Poza tym, u nas, niestety – nad czym ubolewam – na decyzje dotyczące COVID-19 wpływają względy polityczne, a nie czysto epidemiologiczno-zdrowotne.

Dlaczego zamyka się restauracje z możliwością spożywania posiłków poza budynkiem i zakazuje się zgromadzeń na zewnątrz, a pozwala się uczestniczyć w mszach świętych? Jestem katolikiem, ale nie zaściankowo-średniowiecznym – moją opcją jest katolicyzm rzymski, w którym papież z kilkoma kardynałami i księżmi w Bazylice św. Piotra i Pawła odprawia mszę a wierni przebywają na zewnątrz, a nie kaszlący na siebie podchmielony tłum na pasterce i ścisk rano podczas rezurekcji. Pozamykałbym świątynie wszystkich wyznań i organizował msze tylko online – albo przed kościołem, albo w luźnej atmosferze – powiedzmy pięć osób wewnątrz. Niestety, część naszych hierarchów i proboszczów nie zdecydują się na to – ba, publicznie zachęcają do wizyt w kościołach „celem wzmocnienia duchowego”. To sprzyja epidemii i jednoznacznie zwiększa ryzyko śmiertelnego zakażenia SARS-CoV-2. Narażę się ataki ultraprawicowców, ale otwarte kościoły to błędna decyzja. Jak racjonalnie wytłumaczyć, że zamknięte są restauracje, a kościoły nie? Nie da się.

Gdyby to od pana zależało, jakie miejsca zamknąć i jakie obostrzenia poluzować – co by pan zrobił?
– Wiadomo, gdzie dochodzi do zakażeń – w pomieszczeniach zamkniętych, gdzie przebywa się dłużej niż kwadrans. Tymi pomieszczeniami są kluby, restauracje, siłownie, domy rodzinne, szpitale, przychodnie i kościoły, czyli tam, gdzie gromadzą się ludzie w bliskich odległościach. Absolutnie ograniczyłbym przebywanie w nich na czas epidemii. Czy ogłosiłbym godzinę policyjną? Myślę, że tak – to ograniczyłoby przemieszanie się wieczorami, chodzenie na jakieś imprezy, nielegalnie do klubów. Poza tym próbowałbym przebić się do tych wątpiących ludzi, aby przestrzegali restrykcji. To jest podstawowa sprawa, bo system ochrony zdrowia nie daje rady.

„Radzi sobie średnio albo słabo”.
– Słabo. My już w zasadzie – mówię o opiece zdrowotnej w ogóle – padliśmy. Nie zadajemy sobie pytań, kogo podłączyć do tlenu, a kogo nie – już musimy podejmować decyzje, kogo posadzić, by poczekał aż się jakieś łóżko zwolni, a kogo natychmiast położyć. Nie ma łóżek – gdzie mamy pacjentów kłaść? Zawiesić ich pod sufitem? Wolne miejsce jest dopiero wtedy, kiedy ktoś umrze lub uda się kogoś wypisać. Nie wiem, czy ludzie zdają sobie sprawę z tego, co my tu mamy. Na Górnym Śląsku jest zapaść – pacjenci przewożeni są do innych województw. Na Dolnym Śląsku sytuacja jest na granicy.

Czy pana zdaniem można uznać, że system jest za bardzo covidocentryczny?
– Nie, bo nie ma innego wyjścia w przypadku naszej ograniczonej służby zdrowia. Po prosty musimy ratować, gdy jest zagrożenie śmiercią - tu i teraz, ad hoc. Porównałbym sytuację do wypadku masowego, podczas którego nie leczy się przepukliny, lecz ratuje się życie osób, które mogą umrzeć.

Co będzie za miesiąc, dwa, za kilka lat? Czego się pan spodziewa?
– Nasza służba zdrowia była, jest i będzie niedoinwestowana, słaba, także pod względem personalnym – to widać podczas pandemii, kiedy największym problemem jest to, że dużo osób ze względu COVID-19 i ograniczone możliwości systemu – i powierzchniowe, i osobowe – nie otrzymuje pomocy w przypadkach niezwiązanych z SARS-CoV-2. Mam na myśli na przykład choroby przewlekłe. W trakcie pandemii moi, nasi pacjenci z marskością wątroby i z nadciśnieniem wrotnym, nowotworami wątroby, AIDS, praktycznie zniknęli – powstanie przez to „ogon chorób przewlekłych”. Konsekwencje będą wieloletnie.

Co do koronawirusa – wydaje się, że pod koniec 2021 r. przestanie szerzyć się na taką skalę, jaką obecnie odnotowujemy.

Poza tym, niestety, nie spodziewam się poprawy zachowania i przyzwoitości części Polaków.

Bo „jako społeczeństwo radzimy sobie średnio albo słabo”.
– Tak, znaczny odsetek społeczeństwa po pierwsze – lekceważy koronawirusa, po drugie – bagatelizuje niebezpieczeństwo, a po trzecie zapatrzony w siebie w ogóle nie interesuje się losem innych ludzi. Niestety, zaleceń rządowych – czy się one podobają, czy nie, czy są racjonalne, czy nie – nie realizuje, nie rozumie problemu. Gwiżdże na sprawę i olewa los innych.

To nie jest to, o co ja walczyłem w młodości – to nie jest solidarność, szacunek do innych, odpowiedzialne współżycie. Wirus nie skacze z motylka na człowieka – przenosi się z człowieka na człowieka, z Azji do Europy, z Wielkiej Brytanii na Warmię.

Jest jak jest, chyba tego nie zmienimy – inteligencję wycięły zabory, wojna, okupacja, a potem tzw. władza ludowa – nie jesteśmy już mądrym społeczeństwem. Część naszych obywateli jest słabo wykształcona – wiedzę czerpie z mediów społecznościowych, uznając za słuszną i prawdziwą każdą wygłoszoną tam głupotę. Powtarzają brednie o jakichś grzybach w maskach.

Co gorsza, wśród nas są „intelektualni szaleńcy”. Przykład – jedna pani, która ładnie śpiewa, oświadczyła w mediach społecznościowych, że w szpitalach leżą nie chorzy z koronawirusem, a statyści, a inni – równie mądrzy przebrani za górali publicznie oświadczyli, że COVID-19 to „miła i lekka” choroba. Odpowiem – dzisiaj podpisałem dwa akty zgonu, w workach foliowych na zwłoki nie mamy statystów, w zupełności wystarczą nasi zmarli pacjenci.

Nawrócił pan jakiegoś antycovidowca – albo czy leczył pan taką osobę?
– I leczyłem, i przekonałem. Przykład – zapamiętałem pana, bo widziałem go uczestniczącego w manifestacji, w materiale telewizyjnym – mam pamięć wzrokową. Zapytałem go: „Kilka tygodni temu twierdził pan, że COVID-19 nie istnieje, a dziś pan tu ledwo dyszy – musimy podać panu tlen pod wysokim przepływem i skonsultować anestezjologicznie”. Wyjaśniłem, że „na sąsiednim łóżku zmarł chory na COVID-19, który stosował internetowe leki. Odpowiedział: „Tak, będę walczyć z tymi niewierzącymi w COVID-19, w skuteczność szczepień, będę rzucać kamieniami w antycovidowców”. Powiedziałem: „Niech pan nie rzuca w głupców, to nie na tym polega – wystarczy nosić maskę, myć ręce, trzymać dystans i nie podpuszczać mniej wykształconych osób głupotami i absurdami głoszonymi przez, o dziwo, czasem nawet wykształcone osoby”.

Przeczytaj także: „Czasami człowiek musi – inaczej się udusi” i „Nie pozostaję obojętny”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.